Klemens Junosza (Szaniawski), Pająki

 

Lubię czytać stare zapomniane powieści. W nich, częściej niż z pracach naukowych, odnaleźć można realia dawnych czasów, do tego zawarte w barwnych opisach i przypowieściach. Do tego typu lektury należą dzieła Klemensa Junoszy (Szaniawskiego), powieściopisarza i nowelisty, publikującego w ostatnich kilkunastu latach XIX wieku, cenionego ongiś zwłaszcza za realistyczne odtworzenie typów żydowskich i stosunków panujących na wsi i w mieście, dzisiaj cokolwiek zapomnianego. Jedną z jego najlepszych powieści jest Powieść z życia warszawskiegoPająki. Rzecz kapitalna, dotyczy mianowicie mentalności dwóch nacji: Żydów i Polaków oraz relacji, w jakie członkowie tych narodowości ze sobą wchodzili. Moim skromnym zdaniem lektura powieści Junoszy wyjaśnia wielowiekowe sukcesy jednej z tych nacji i porażki drugiej.

 

Junosza barwnie opisuje model kształcenia synów w żydowskiej rodzinie Habergeldów: Od czterech lat życia począwszy, każdy młody Habergeld brany był do nauki. Był brany bez żadnej przenośni, w literalnym znaczeniu tego wyrazu. Przychodził belfer, to jest pomocnik nauczyciela chaderowego, brał wrzeszczącego bachora na ręce i jak baranka na ofiarę, dźwigał do świątyni mądrości. Tam sadzał go na ławce obok innych wrzeszczących dzieciaków i uczył go abecadła. W razie oporu lub lenistwa, tak belfer, jak i mistrz jego, umieli sobie radzić, używając argumentów przekonywujących, które trafiały do głowy różnymi drogami, to jest przez lewe ucho, przez plecy, przez prawe ucho, jak wypadło. Zresztą, na co pytać o drogę, skoro się jest u celu, skoro dzieciak poznawał tajemnice alfabetu i z każdym dniem stawał się bardziej poważnym i uczonym. Nauczyciel był kontent i ojciec był kontent, a że syn często płakał, to rzecz podrzędna, od tego są dzieci, żeby płakały; gorzej jest, jeżeli płacze stary człowiek z powodu dzieci [Wydanie opublikowane przez Książki Ciekawe. Biblioteka Dzieł Wyborowych, Warszawa, rok nie podany, s. 12-13; zaznaczenia własne].

 

Nauki religijne i filozoficzne dawał młodym Hapergeldom chader, dysputy z towarzyszami w szkole, wreszcie dysputy naukowe, jakie p. Hapergeld ojciec prowadził ze swymi przyjaciółmi, którzy przychodzili do niego na herbatę w sobotę wieczorem. Każdy z nich przynosił z sobą kawałek cukru, dla osłodzenia chińskiego napoju i zapas inteligencji, dla nadania smaku pouczającej dyspucie. Cytowano z pamięci zdania wielkich mężów i poważnych pisarzy talmudycznych, powoływano się na słowa uczonych rabinów, w razie potrzeby wydobywano z szafy wielką księgę i w niej szukano rozwiązania, a młodzi i wielce obiecujący J. Hapergelda synowie przysłuchiwali się rozmowie starszych i nabierali konchami uszu swych masę przeczystych pereł mądrości. Umysł ich gimnastykował się, nabierał giętkości, stawał się elastycznym, lekkim, chwytał w lot słabe strony przeciwników, zadawał im razy wprawnie, podstępnie, a niespodziewanie. Chłopcy kochali się w tego rodzaju dysputach i patrzyli na starszych z podziwem, z uwielbieniem, a zdarzało się, że i sami wtrącali swoje uwagi, które szanowny ojciec ich, Jonas, przyjmował z pobłażliwą a zachęcająca do dalszego myślenia i dalszej pracy krytyką (s. 13-14).

 

W żydowskiej rodzinie syn musiał być wykształconym o tyle, żeby umiał napisać podanie do sądu, deklarację do komornika, znać prawo cywilne w celu walki o byt, a kryminalne o tyle przynajmniej, o ile wymaga instynkt samozachowawczy (s. 13), toteż nie zawsze dysputy dotyczyły przedmiotów oderwanych, owszem, schodziły one często z dziedziny abstrakcji na grunt praktyczny i na tym gruncie były jeszcze ciekawsze i bardziej zajmujące (s. 14).

 

Młodzi Hapergeldowie rozumieli doskonale, że filozofia jest to nauka niezmiernie zajmująca, ale przyznawali razem, że nauka finansowości i prawa również ma prawo bytu i jest człowiekowi potrzebna w życiu. Najstarszy z owych młodzieńców, Lejbuś, wyraził się pewnego razu, że człowiek nie znający filozofii, jest godzien litości, ale może żyć; człowiek zaś nie znający rachunków, ani prawa, jeszcze bardziej zasługuje na litość, bo wcale żyć nie może (tamże).

 

Finansowości uczono młodzieńców praktycznie na przykładach i to nie na wymyślonych przykładach, ale „in anina vili”, na interesach rzeczywistych. Wieczorem, po kolacji, pan Hapergeld senior opowiadał historię dnia: komu pożyczył pieniędzy, na jakich warunkach, ile z tego osiągnął korzyści, ile spodziewa się osiągnąć w przyszłości, z kim miał sprawę w sądzie, jaki sprawy cudze na swoje oczy widział, o jakich sprawach na swoje uszy słyszał i co w której było ciekawego (s. 14-15).

 

Równie barwne i pouczające są opisy Junoszy dotyczące obyczajów związanych z zawieraniem małżeństw w rodzinach żydowskich, często aranżowanych przez swatów i rozumianych w kategoriach interesu. Charakterystyczna była tu dbałość o losy potomków i pomoc udzielana przez całą rodzinę. Według opowieści żydowskiego swata wyglądało to tak: Za moich czasów, jak ja byłem młody, na prowincji praktykował się u Żydków bardzo dobry obyczaj. Państwo młodzi przez trzy lata siedzieli u jednych rodziców, a przez drugie trzy u drugich. Razem to jest sześć lat. Oni mieli darmo jedzenie, mieszkanie, wszystko, co potrzeba, nie kłopotali się o nic. On praktykował u starszych, trochę handlował, trochę książki nabożne czytał – ona praktykowała w gospodarstwie domowym przy jednej, to przy drugiej matce i wprawiała się do interesów, do drobnego handlu. Było dobrze, a kapitałem państwa młodych, tym właśnie, co był im dany na posag, tymczasem obracali ojcowie. Wszystek zysk szedł na powiększenie. Rozumiesz, co znaczy w dobrem ręku żydowskim kapitał przez sześć lat!! On się powiększy przynajmniej pięć razy, a przy szczęściu, sześć i siedem i osiem. Skończyło się sześć lat, młodzi odbierają swój kapitał i już zaczynają handlować sami (s. 25-26).

 

Fabuła powieści Junoszy skupia się z jednej strony wokół historii wprowadzania potomka żydowskiej rodziny w lichwiarskie interesy, z drugiej – przedstawia dzieje ofiary procederu, polskiego rachmistrza (!), a później głównego buchaltera (!), Karola Prawdzica, wciąganego w coraz to większe długi. Czytając to dzieło można skupiać się na opisach brudnych, żydowskich interesów, epatując się stroną etyczną ich przedsięwzięć. Charakterystyczne są chociażby rady udzielane przez starego lichwiarza młodemu adeptowi tego procederu: Tak jest, Lejbuś, tobie nigdy nie przyjdzie nic z ludzi, mających dużo pieniędzy, ale z tych, co posiadają niewiele, możesz mieć jedwabne życie! Prosty interes: kto ma majątek, nie potrzebuje kredytu, a jeśli potrzebuje, to ma banki, hipotekę, prywatnych kapitalistów, którzy dają na jeden procent miesięcznie; ten, co ma mało, a musi żyć i nie może się obejść bez kredytu, przyjdzie do mnie, albo do ciebie. Nasz fach nie jest zły fach, a te biedaki, to – na moje sumienie – doskonały towar – śliczne bydło. Jeżeli trafisz na dobry gatunek biedaka, będzie pracował na ciebie, jak koń, a przy tym możesz go doić, jak krowę, strzyc, jak owcę, on wszystko wytrzyma. Skoro raz wszedłeś z nim w stosunek, to już jest twój, on należy do ciebie, twoja rzecz w tym, żebyś go nie wypuścił z ręki (s. 41).

Zamiast jednak szukania w powieści potwierdzeń naszych narodowych fobii, warto chyba – zauważając, iż zjawiska przedstawiane w utworze Junoszy są naszą codziennością, jak chociażby niektóre działania banków i firm pożyczkowych, tudzież reklamodawców – zastanowić się, dlaczego profity nadal czerpią bankierzy „wiadomego pochodzenia”, a ofiarami są ciągle przedstawiciele naszej nacji, sami sobie chyba winni, jeśli dobrze odczytamy Pająki.

 

Junosza przeciwstawia mentalność i działania naszych „starszych braci w wierze” mentalności i działaniom Polaków. Różnice między nimi rekapituluje senior żydowskiego rodu: Jeszcze nasze dzieci i wnuki naszych dzieci i wnuki wnuków naszych dzieci, be brały ładny procent; może jeszcze ładniejszy niż my bierzemy. – Dlaczego? – Dlaczego?  Pierwsza przyczyna ta jest, że oni nie umieją rachować; oni mają w ręku grosz, ale nie wiedzą, co grosz znaczy; druga przyczyna jest, że miedzy nimi nie ma tego, co jest pomiędzy nami. My możemy się pokłócić przy rachunku, możemy sobie nawet cokolwiek brody potargać, ale skoro trafi się interes, to my zaraz, w wielkiej zgodzie, zrobimy spółkę. Oni nie mają żadnej zdolności do spółki. Trzecia przyczyna jest, że oni mają feler w oku, że nieraz to, co wcale niepotrzebne, wydaje im się bardzo potrzebne, a to, co potrzebne naprawdę – niepotrzebne. A oprócz tego mają i w żołądku feler…  – Jaki feler? – Nie wiesz? – zapytał ironicznie dziadzio. – No, to powiedz mi, co ty zwykle jadasz? – Ja jadam dobry obiad: trochę kartofli, trochę chleba, parę dzwonek śledzia, cokolwiek cebuli – czasem kawałek mięsa, w szabas kawałek ryby, co więcej potrzeba? Czasem szklankę herbaty, kieliszek mocnej wódki, trochę piwa, jeżeli zrobię dobry interes… Co mam sobie żałować? Nie mam dużo, ale jest rozmaitość. – Ślicznie powiedziałeś: my wszyscy lubimy taką rozmaitość, a oni nie mają do rozmaitości gustu, oni lubią jednakowo. Jednakowo duże mieszkanie, duże ubranie, duża edukacja dzieci, duża zabawa, duże jedzenie, wszystko duże. Oni lubią co dzień jeść mięso, czasem dwa i trzy razy mięso, oni lubią wino, oni lubią grać w karty, lubią wystroić swoje żony i swoje córki i iść z nimi na bal. Oni lubią… czego oni nie lubią! Właśnie dlatego, że dużo z pomiędzy nich ma pańskie fanaberie, że nie mają zdolności do rachunku, ani do spółek, że lubią zawsze jednakowo, więcej dobrze, niż średnio i więcej dużo, aniżeli mało – my i nasze dzieci będziemy mieli zawsze co jeść.

 

Na deser jeszcze kilka smakowitych cytatów z Pająków Klemensa Junoszy:

Nie masz pojęcia, ile jest gatunków tych ludzi. Wszystko to trzeba znać, tak, jak kupiec swój towar. Są między nimi tacy, którzy bardzo ciężko na nas pracują, bo musieli pożyczyć pieniędzy w przypadku, w nieszczęściu; są tacy, którzy mało pracują, a pieniędzy trzeba im na zabawę, na karty, na hulanie; a są tacy, którzy nic nie pracują, mają majątek po rodzicach, a też im często brakuje. Ten gatunek zjada to, co ma i to, co się spodziewa mieć, i to, czego nigdy mieć nie będzie. Są różne gatunki (s. 48 – to o dłużnikach).

 

Uważaj tylko na człowieka: my nie mamy innej ewikcji, tylko osobę; jeżeli osoba jest honorowa i ma to, co u nich się nazywa ambicja, to jest więcej warta, aniżeli hipoteka na pierwszym numerze. Taki, widzisz, wstydzi się, gdy przyjdziesz do niego upominać się, wstydzi się sądu, boi kompromitacji; drży, jak gdyby miał febrę, gdy mu wspomnisz o komorniku. Wierz mi (…), że na takich skrzypcach, jeżeli kto dobry muzykant, może ślicznie grać (s. 44 – to o najcenniejszych dłużnikach, naiwnych i uczciwych, nie potrafiących walczyć o swoje).

 

Wiedz o tym (…), że nie trzeba go zniszczyć od razu, bo ci z tego nic nie przyjdzie. Ty postępuj tak, jak porządny furman. Skoro masz dobrego konia, szanuj go. Nie żałuj mu bata, niech ciągnie; ale dawaj mu też cokolwiek owsa. Nie tyle, żeby się upasł i żeby brykał, bo to zbytki; ale tyle, żeby z głodu nie zdechł i miał trochę siły. Zawsze pamiętaj o tym (…), że jego siła, to twój chleb; twoje życie, to majątek twoich dzieci (s. 82 – to o postępowaniu z dłużnikami).

 

W naturze wszystko jest mądre i przewidziane. Ludziom potrzebującym więcej głów i rąk, aniżeli etat przyrodzony wyznacza, dana jest tak zwana wola, która pod przymusem dokonywa rzeczy niezwyczajnych. Ona to, niby biczem, pobudza energię mózgu, lub jeżeli potrzeba, energię muskułów. Pod jej wpływem człowiek robi takie wysiłki, jak koń wyścigowy pod szpicrutą i ostrogami. Czasem dochodzi do mety, czasem go zdystansują, a bywają zdarzenia, że pada na torze. Rozumie się, że taki wyścigowiec prędzej kończy karierę, niż opasły karosjer, nie szafujący energią i nieznający, co wysiłek, ale rady na to nie ma. Przy silnej woli i przy zdrowiu, można do czasu lekceważyć nawet higienę. Ona się później zemści – niech się mści, jeżeli chce, któż jej może zabronić? (s. 94 – to o niewolnictwie dłużników, a w ogóle, to słowa te chyba można odnieść, mam wrażenie, do współczesnego funkcjonowania świata).

 

Są interesa, z których nie wychodzi się wcale, bo arytmetyka na to nie pozwala, a jej postanowienia są niewzruszone i nikt się od nich wyłamać nie może (s. 181 – to można zadedykować naszym rządzącym a propos zadłużania bez umiaru naszego kraju).

 

Na zakończenie jeden cytat ku pokrzepieniu serc i dwa cytaty motywacyjne):

Znajdzie się trochę takich, co nabiorą rozumu – i ta trocha będzie dla nas stracona – a zostanie reszta, która nam da dość chleba, oby go tylko było czym gryźć do późnej starości (s. 164);

 

Chcieć, to prawie pół interesu, potrafić, to druga połowa (s. 42);

 

Pokazać komu drogę, wiele znaczy, a dać dobrą radę, też coś warto (s. 49).

Marian Zdziechowski, Widmo przyszłości

Widmo przyszłości to ostania książka, wydana już pośmiertnie w Wilnie w 1939 r., Mariana Zdziechowskiego (1861-1938), polskiego badacza idei, historyka literatury i filozofa, publicysty i krytyka literackiego, rektora wileńskiego Uniwersytetu Stefana Batorego oraz niedoszłego Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej (choć krążąca tu i ówdzie wersja historii, że to prof. Zdziechowski odrzucił złożoną mu przez J. Piłsudskiego propozycję objęcia urzędu prezydenckiego ze względu na brak obietnicy spełnienia jego postulatów etyczno-politycznych, m.in. uwolnienia więźniów politycznych, raczej mija się z rzeczywistością). Widmo przyszłości to zbiór szkiców historyczno-publicystycznych twórcy wybitnego, autora licznych prac z filozofii religii i literatur słowiańskich (dość wspomnieć Pesymizm, romantyzm a podstawy chrześcijaństwa), którego zainteresowania obejmowały m.in. źródła kryzysu kultury europejskiej, zjawisko modernizmu w Kościele katolickim, problem zła w ujęciu filozoficznym, w tym jeden z jego przejawów – komunizm pojmowany apokaliptycznie.

Pośmiertny zbiór artykułów Profesora dotyczy głównie – mówiąc słowami zawartymi w tytule jednego z odczytów – Idei polskiej na Kresach. Zdziechowski kreśli obraz Polski w epoce Piłsudskiego, dokonuje analizy stosunków polsko-rosyjskich po wojnie światowej, wyjaśnia kwestię ukraińską, itp. Jednocześnie ujawnia on swoje postrzeganie Polski i Europy poprzez pryzmat badanych przez siebie idei, głównie związanych z chrześcijaństwem, ostrzegając przed coraz większym upadkiem cywilizacji Zachodu, której kultura i polityka odrywa się od wskazań moralnych. Wydźwięk szkiców historyczno-publicystycznych Zdziechowskiego jest głęboko pesymistyczny – widmo przyszłości to widmo nacjonalizmu i przede wszystkim komunizmu.

Dziś, w epoce rozpasanych, szalejących pożądliwości i namiętności nacjonalistycznych, gdy hasło „samostanowienia” budzi coraz to nowe a przedtem nieznane narodki, a każdy taki nowonarodzony naród staje się nowym nieszczęściem dla ludzkości z tego powodu, że nasycenie apetytów jego, tym żarłoczniejszych, im zasługi mniejsze, niczym innym nie jest, jak – twierdzi Zdziechowski – cofaniem wstecz umysłowej i duchowej kultury świata – dziś nacjonalizm, który odróżniać należy od patriotyzmu, stał się taką samą plagą, jaką w wieku XVI i XVII był fanatyzm religijny. Tak samo niszczy w człowieku zmysł moralny, tak samo prowadzi do masowych obłędów i szerzy zdziczenie (…) (s. 1-2).

Powodem zdziczenia jest zatem według humanisty rozminięcie się w rozwoju ludzkości postępu naukowego i w ślad za nim technicznego z moralnością. O ile średniowiecze, oskarżane częstokroć o ciemności i barbarzyństwo, było epoką, w której świeciła uniwersalistyczna idea chrześcijańska wielkiej rodziny narodów, której symbolami były tak Papiestwo, jak i Cesarstwo Niemieckie (…), a idea ta działała łagodząco na namiętności polityczne, o tyle potem brak było podstaw do tak powszechnej harmonii narodów (…). W w. XVI, wraz z początkiem Reformacji, miejsce uniwersalizmu chrześcijańskiego przywłaszczają sobie egoizmy państwowe i doprowadzają do kultu państwa, jako najwyższej świętości (…). W połowie XIX w., po 1848 r., następuje szybkie zwyrodnienie idei narodowościowej, która odtąd rozwija się nie w słońcu uniwersalistycznej idei chrześcijańskiej, lecz pod wyłącznym wpływem koncepcji państwa, jako tej formy, którą każda narodowość, usiłując wyzwolić się z pod obcej przemocy czy opieki, przybrać musi. Słowem naród-państwo staje się celem i zarazem przedmiotem kultu. A narody-państwa, im się czują silniejszymi , tym bardziej, nie poprzestając na zamknięciu się w granicach przyrodzonych, którą zresztą są rzeczą więcej, niż rzadką, dążą do rozszerzenia ich w imię rozmaitych czy to politycznych, czy strategicznych, czy ekonomicznych konieczności (…) (s. 6).

Jeszcze większym zagrożeniem dla cywilizowanego świata jest komunizm. Pisze o nim Zdziechowski w tytułowym artykule napisanym pod wrażeniem zbrodni w Luboniu pod Poznaniem, popełnionej w niedzielę 27.II.1938 r. przez komunistę Wawrzyńca Nowaka, który zabił w kościele miejscowego ks. prob. Stanisława Streicha w chwili, gdy kapłan po Mszy św. wstępował na ambonę dla wygłoszenia kazania (s. 233). W Widmie przyszłości autor postrzega komunizm jako przejaw działania demonicznego pierwiastka we wszechświecie – Bo co jest celem bolszewizmu: Walka z Bogiem, z ideą Boga, doszczętne wytrzebienie jej z duszy człowieka. Ideę zaś Boga kojarzymy z tymi najwznioślejszymi i najlepszymi uczuciami, które ogarniają na s w najwznioślejszych i najlepszych chwilach życia naszego. Człowiek chciałby wydobyć się z ciasnoty bytu doczesnego; od rzeczy małych i marnych, od tego, co przechodzi i znika, rwie się serce jego ku temu, co nie przechodzi i nie znika. Patrzymy z rozkoszą na ptaka, szybującego po błękitach, to symbol dalekiej, a nieskończonej szczęśliwości, za którą tęsknimy, obrzydzeniem przejmuje płaz, czołgający się po ziemi.

Ten pęd do góry jest wrodzony człowiekowi, kaleką jest, kto go w sobie nie czuje; bolszewizm postanowił okaleczyć człowieka. Zdawałoby się, że bolszewicka koncepcja zmechanizowanego świata, w którym żywi ludzie staliby się bezdusznymi maszynami, powinna budzić uczucie wstrętu. Niestety, – nie! Z bólem stwierdzamy, że ma ona w sobie jakiś niezdrowy urok, który pociąga człowieka współczesnego. Ten jego nastrój określa Miereżkowski jako wolę, czy żądzę pozbycia się swojego ja (wola k biezlicznosti).

Nie być sobą, ale za to być w Bogu, tonąć w przedwiecznym, absolutnym pięknie Bożym, czyli z natury wznosić się w nadnaturę – stanowi to najgłębsza treść religii. Nie być, przestać być sobą, ażeby stać się kółkiem w maszynie nakręcanym, jak zegar, w oznaczonej porze na oznaczony czas, jest najohydniejszą karykaturą religii, jaką wyobrazić sobie można.

To antyreligia, spychająca z wyżyn człowieczeństwa w otchłań znikczemnienia. W tę otchłań spadła Rosja sowiecka i za Rosja spada, ze wzrastająca szybkością rzuconego kamienia, stara Europa (…).

Przy całym moim pesymizmie w kwestii stosunku naszego do bolszewizmu nie wyobrażałem, że bolszewizm tak głęboko zagnieździł się w duszach naszych, nawet w duszach katolickich. Czy nie oznacza to, że Polska już dojrzała do przewrotu komunistycznego? (…) (s. 228-230).

Kolejny rok naszego projektu „Warto czytać”

2018 to kolejny, trzeci rok, w którym kontynuujemy pod hasłem „Warto czytać” nasz projekt przywracania do obiegu czytelniczego i kulturowego zapomnianych książek z takich dziedzin, jak: historia, polityka, ekonomia, filozofia, literatura, itp. W dziale „Nasze lektury” przypominamy cenne i inspirujące pozycje, zamieszczając w nim na podstawie pierwszych z reguły wydań książkowych fragmenty oryginalnych tekstów z ograniczonym do minimum komentarzem (taką przyjęliśmy konwencję – lektura ma służyć do własnych przemyśleń; nie chcemy narzucać żadnych interpretacji).

 

W tym roku do zbioru zapomnianych lub niedocenianych dzieł historyków (historiozofów), filozofów, socjologów, ekonomistów, publicystów i literatów dorzuciliśmy kolejne siedem pozycji. Wszystkie książki łączy kilka spraw: ich autorzy podejmują ważne zagadnienia z myślą o dobru publicznym, ich przemyślenia i wnioski są aktualne do dzisiaj, ich wypowiedzi nie są w dzisiejszej Polsce tak słyszane, jak na to zasługują…

 

Do pozycji dotyczących ekonomii dołączyliśmy dwie następne (po wcześniejszej Pauperyzacji Polski współczesnej) broszury cenionego przez nas prof. Adama Krzyżanowskiego: Moralność współczesną (dotyczy etycznych podstaw ekonomii i gospodarki) oraz Źródła i symptomy wzbogacenia się nowoczesnych społeczeństw (porządkuje podstawowe dla finansów osobistych pojęcia ekonomiczne i pokazuje źródła zamożności ludzi i narodów). Polecamy także wcześniej zamieszczone teksty ukazujące m. in.  rzeczywistość ekonomiczną II Rzeczpospolitej, jej „błędy i wypaczenia” (np. „E. Mullera” [pseudonim], Błędy gospodarki polskiej) czy też pozytywne postulaty naprawy „gospodarstwa krajowego” (np. Wincentego Lutosławskiego Tajemnicę powszechnego dobrobytu). Warto także zajrzeć do książek ujawniających inne „grzechy” współczesnego państwa, m. in. wszechogarniającą nas biurokrację (Adolfa Kliszewicza, Współczesny kryzys państwowości i Józefa Olszewskiego, Biurokracja).

 

Do dzieł dogłębnie analizujących miejsce „polskości” w cywilizacji europejskiej dołożyliśmy kolejną pozycję mistrza Wincentego Lutosławskiego: Posłannictwo narodu polskiego. Tajniki przeszłości oraz wskazówki, w jaki sposób możemy urządzić naszą przyszłość, by była lepsza od przeszłości i teraźniejszości możemy odnaleźć w poprzednio wskazywanych księgach: Floriana Znanieckiego, Upadek cywilizacji zachodniej; Feliksa Konecznego, Polskie Logos a Ethos. Roztrząsanie o znaczeniu i celu Polski; Waleriana Baranowskiego, Wielka tajemnica psychiki narodu polskiego; Stefana Buszczyńskiego, Rękopis z przyszłego wieku (popularyzując tego ostatniego autora, w ostatnim roku dołączyliśmy omówienie jego wyboru pism, pt. Europa i Ameryka).

 

Poszerzając formułę naszego projektu, zdecydowaliśmy się w tym roku także na wskazanie pracy prof. Stanisława Kota Rzeczpospolita Polska w literaturze politycznej Zachodu, która przytacza sądy obcokrajowców na tematy polskie oraz omówienie dwóch książek współczesnych. Pierwsza z nich, czytana niejako rocznicowo (stulecie odzyskania niepodległości), to książka Jana Sowy, Fantomowe ciało króla, która przynosi nowe spojrzenie na dzieje naszej państwowości i znajduje źródła naszej współczesności wieki wcześniej, druga: Stanisława Tyrowicza, Światło wiedzy zdeprawowanej, pojmowana przez nas niemal jako przestroga, przynosi spojrzenie na mechanizmy państwa totalitarnego.

 

Zapraszamy do lektury, sięgnięcia do całości tekstów, do owocnych przemyśleń oraz do przekuwania, w miarę możności, słów w czyny…

Stanisław Tyrowicz, Światło wiedzy zdeprawowanej

 

Kolejna nietypowa pozycja, którą pragniemy przypomnieć to książka Stanisława Tyrowicza Światło wiedzy zdeprawowanej. Idee niemieckiej socjologii i filozofii (1933-1945), wydana w 1970 r., wznowiona przez krakowskie Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych Univeritas w 2009 r. Chciałem poznać przebieg i przyczyny deprawacji sławnej niegdyś niemieckiej socjologii oraz filozofii i przyjrzeć się światłu użyczanemu przez nie – wyznaje Tyrowicz – zdehumanizowanej dyktaturze, występującej pod mianem Trzeciej Rzeszy (…) Temat narzucał się natrętnie. Do niewiedzy i ciekawości doszło przekonanie o jego ogólniejszej doniosłości (…). Warto podkreślić to ostatnie zdanie wyrażone przez autora – jego praca nie tylko opisuje i analizuje deprawację niemieckiej humanistyki w latach trzydziestych XX wieku, ale stawia uniwersalne pytania o relacje między totalitarną władzą a światem nauki, o mechanizmy niszczenia nauki przez funkcjonariuszy partii owładniętej jedynie słuszną ideologią, o wypaczenia pojęć związanych z narodem w publikacjach naznaczonych tą ideologią, wreszcie o degenerację samego narodu deprawowanego propagandą, kulturą i nauką spod jej znaku.

 

Analizując mechanizmy faszyzowania nauki, autor opisuje między innymi takie tendencje, jak: panowanie wszechwładnego podziału na swoich i wrogów, przybieranie wszelkich pojęć i haseł w nowe, obowiązujące szaty, społeczne mitologizowanie, retorykę zagrożenia, pewność własnych racji i nienawiść do innych.

 

Głęboka nieufność do państwa liberalnego, pluralistycznego i wielopartyjnego oraz niechęć do wszelkich kompromisów prowadziły do idei powołania państwa monopartyjnego, totalnego, zdolnego do koncentrowania woli politycznej, którego hegemonia i nadrzędność nie będzie ulegać wątpliwości, państwa wspólnoty politycznej, wyposażonego w moc rozstrzygania i decydowania politycznego (s. 40), właściwie rozumiana polityka zaś miała się wyrażać w trosce o to, by pełnia władzy nad życiem i śmiercią obywateli spoczywała w gestii ujednoliconego politycznie państwa (s. 43).

 

Przekonanie o nadrzędności i nieomylności urzędowej ideologii, o kompleksowo pojętej słuszności „swoich” oraz błędach i wrogości wszystkich innych, „obcych”, zaowocowały upaństwowieniem i unarodowieniem wszelkich dziedzin życia, przy czym, podczas gdy rzesze społeczeństwa niemieckiego traktowano tak, jak troskliwy hodowca swoją umiłowaną trzodę, z której ma nadzieje uzyskać rasę zadziwiającą i unikalną, pojęcie narodu przesunięto w sferę sacrum, przekształcając je w przedmiot usankcjonowanego kultu (s. 66).

 

W celu zapewnienia prymatu jedynie słusznej myśli narodowej należało wszelkie dotychczasowe odmienne sposoby myślenia zetrzeć w pył. Świadomości nie da się jednak tak po prostu odkręcić (…), istnieje – jak zauważył jeden z niemieckich „uczonych” – tylko jeden pewny sposób wytępienia niepożądanych przejawów świadomości: unicestwienie wszystkich osobników, którzy są jej nosicielami (s. 77-78).

 

W kształtowaniu nowego myślenia najbardziej użytecznym okazał się obok specyficznej idei państwa i narodu kult wodza utworzony z symboli i mitów, najwłaściwszego materiału kulturotwórstwa, bo przecież poczucie umiaru i wszelkie bariery estetyczne zanikają zupełnie tam, gdzie celem jest wywołanie określonych stanów świadomości zbiorowej, gdzie przedmiotem oddziaływania i manipulacji jest masa ludzka, a nie jednostka (s. 182).

 

Inwazja mitologii społecznej sprzyjała modzie na pseudonaukowe teorie i spekulacje. Szerzy się sprzeczny z wynikami naukowej biologii rasizm; podbój nowych ziem uznaje się za życiową konieczność narodu, który nie chce zginąć; dominują irracjonalne wyobrażenia o naturze ludzkiej jako alogicznej, złej i kierującej się instynktami; przeważa przekonanie, że jedynie działanie polityczne jest dziejotwórcze, przy czym właściwym twórcą dziejów jest politycznie działająca elita (s. 40).

 

Wkrótce okaże się, że mechanizmy zniewolenia są nader skuteczne zarówno wobec wykształconych jednostek, jak i mniej wyrobionego społeczeństwa. Jak zauważa Tyrowicz skłonność do utrzymania zajmowanej pozycji w systemie nauki instytucjonalnej, bez względu na warunki i okoliczności, często znieczulała intelektualną i moralną wrażliwość pracowników nauki. Status filozofa z patentem państwowym stawiano zwykle ponad możliwość filozofowania bez patentu. W zdecydowanej większości taka postawa kończyła się, co miano pojąć dopiero post factum, współuczestnictwem w systemie, dla którego już żadna filozofia usprawiedliwienia znaleźć nie mogła (s. 191). A masy? Cóż, jak zwykł mawiać pewien polski polityk, ciemny lud wszystko kupi… A nawet jeśli nie, to przecież, przypominał inny, państwo ma monopol na przemoc….

 

Stefan Buszczyński, Europa i Ameryka (Wybór pism)

Wybór pism Stefana Buszczyńskiego (1821-1892) został udostępniony kilka lat temu przez Ośrodek Myśli Politycznej Wydział Studiów Międzynarodowych i Politycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego (Kraków 2013) jako jeden z tomów serii Biblioteki Klasyki Polskiej Myśli Politycznej. Tym samym nazwisko twórcy Rękopisu z przyszłego wieku zostało przypomniane przynajmniej wąskiej grupie studentów i badaczy uniwersyteckich. Stefan Buszczyński nigdy popularny w Polsce nie był, jeśli już to czytano go i  podziwiano w Europie jako autora książki La decadence de l’Europe (Upadek Europy, pierwsze wydanie w języku polskim już po śmierci Buszczyńskiego). Trudno się dziwić – w Polsce nigdy dzieła objawiające trudne prawdy i do tego objaśniające je wprost nie cieszyły się ani sławą, ani chwałą. Nie mógł liczyć na uznanie pisarz polityczny kierujący się biblijnym zdaniem Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi (Mt 5, 37), chrześcijanin konsekwentny, dla którego bardziej miast przestrzegania literalnej wykładni  słów (martwej litery, brzmienia, czczej formy), liczyło się wdrażanie w życie ich ducha…

 

Tom Wyboru pism Buszczyńskiego, zatytułowany Ameryka i Europa zawiera obszerne fragmenty dwóch jego książek: Upadku Europy (Kraków 1895) oraz tytułowej Ameryki i Europy. Studium historycznego i finansowego z krytycznym na sprawy społeczne poglądem (wyd. II, Kraków 1894). W pierwszym dziele pisarz przedstawił swój pogląd na losy, dziewiętnastowieczny stan zniewolenia i przyszłość Europy, w drugim – porównał stary kontynent z „ziemią Wolności” – Ameryką, sławiąc panujące w niej stosunki społeczne i polityczne jako bardziej przystające do najwyższych praw i ideałów ludzkości: wolności, własności i postępu.

 

Buszczyński daleki jest od powszechnie powielanych „prawd” i stereotypów, myśli samodzielnie, wyciągając często niepopularne wnioski. Widać to chociażby w jego sądach na temat postępu ludzkości:

            Na próżno wołają bezwzględni wielbiciele postępu: ”Idziemy naprzód szybkim krokiem”. Na próżno głoszą, że świat postępuje – le monde marche. Ludzkość żółwim posuwa się krokiem, a często wraca do tych samych błędów, do tych samych wad, do niewolnictwa, do uległości przed tą lub ową przemocą, do tych samych nawet śmieszności. Widzimy to z powszechnych dziejów, widzimy w historii filozoficznych systematów, w statystycznych faktach.

 

            Ludzkość rusza się, bieży, pędzi, ale nie postępuje naprzód. Czują to już niektórzy; są tacy, co mniemają, iż przeznaczeniem ludzkości jest kręcić się w kółko. Uderzające zjawiska przed kilku tysiącami lat, powtarzające się, periodycznie niemal, w ciągu wielu wieków, mogą na tę myśl naprowadzić. Tym mniej prawa mamy szczycić się postępem. Duch rozwija się; zdobył większe obszary pod swoje panowanie, samowładnie rządzi, silniejszym jest, śmielszym, ale nie wolniejszym. Przestrzeń jego działalności szersza, lecz i wpływy, którym sam ulega, liczniejsze. Umysł ludzki, pomimo olbrzymich postępów, jakie zrobił, nie poprowadził za sobą społeczeństwa, nie znalazł zasad praktycznych, do których by można było zastosować zasady teoretyczne.

 

            Co byśmy powiedzieli o ludziach, którzy by przekształcając ziemię, zdobiąc ją, przepasując drutami, szynami żelaznymi, osuszając w jednym, nawadniając w drugim miejscu, myśleli w swej dumnej zarozumiałości, że pracą swą kulę ziemską w ruch wprowadzają? To samo dzieje się ze społeczeństwem. Przekształcono je trochę, ozdobiono, zmieniono mu szaty, nieco wygładzono, nieco nauczono piękniejszych układów, pewną cząstkę jego wymyto, uczesano; pewnym ludziom włożono w usta mnóstwo słów czczych i pusto brzmiących; niektórych nauczono czytać, choć nie rozumieją tego, co czytają; wielu nauczono rozprawiać śmiało, rozumować bez rozumu, sądzić bez rozsądku; ten i ów krzyknął, napisał, wydrukował: „Ludzkość olbrzymie zrobiła postępy”. I wszyscy za nimi [to] powtarzają. Europejczycy nawet pod względem zarozumiałości o swej oświacie i postępie nie różnią się od Chińczyków. Jest to złudzenie szkodliwe samemu postępowi. Kto uwierzy w swą doskonałość, ten się cofa; kto zadowolony z siebie, zakłada ręce i nic nie robi. Rozległa wiedza, postęp umysłowy, wynalazki choćby najgenialniejsze, słowem: postęp nauk – nie jest jeszcze postępem ludzkości, albowiem cała zasługa mądrości polega na zastosowaniu. Życie praktyczne społeczeństwa, życie prywatne i polityczne, jedynym jest świadectwem postępu. A czy ludzie jeżdżą prędzej czy powolniej, czy kierują się magnesem lub lotem ptaków, czy pędzą za pomocą żagli, koni lub pary, czy mordują się armstrongami lub dzidami, czy jedzą żołędzie i surowe mięso lub ostrygi, pająki i ser z robakami – to wszystko jedno. Ja w tym jeszcze postępu nie widzę. O to chodzi, co zyskała moralność? Co zyskała godność człowieka? Czy człowiek zdobył prawa swoje? Nie w książce, nie w rozprawach, ale w życiu. Czy jest wolnym od błędu, głupstwa, pychy, namiętności wszelkiego rodzaju, od przemocy? […] (s. 18-20).

Czytaj dalej „Stefan Buszczyński, Europa i Ameryka (Wybór pism)”

Jan Sowa, Fantomowe ciało króla

I tym razem nietypowa pozycja. Generalnie przypominamy wartościową literaturę naukową, bądź publicystyczna wydaną przed II wojną św., ale warto chyba przyczynić się do upowszechnienia współczesnego tekstu, który przedstawia dzieje ojczyste w nieco innym niż zazwyczaj świetle. Chodzi o książkę Jana Sowy Fantomowe ciało króla. Peryferyjne zmagania z nowoczesną formą (Universitas, Kraków 2011). To reinterpretacja historii Polski w kontekście reguł rządzących współczesnym światem, czy inaczej: opis zderzenia polskości z nowoczesnością, jej kompleksów i urojeń, objawiających się mitologicznie (nawiasem mówiąc, ostatnie pomysły z tego cyklu to tzw. polityka historyczna) w konfrontacji z realiami zewnętrznej, kapitalistycznej i postkapitalistycznej rzeczywistości, dokonany w kategoriach psychoanalitycznych, psychiatrycznych chciałoby się powiedzieć. Bardzo ciekawa, bo trochę kontrowersyjna, ale inspirująca rzecz. Oparta na nowoczesnych metodologiach (stare nie dają rady sięgnąć sedna zagadnienia, bo nie potrafią przebić się przez kolejne warstwy utrwalonej i powielanej bez końca ideologicznej mitologizacji) i oferująca spojrzenie niejako z zewnątrz (np. bardzo ciekawe spojrzenie na polskość z punktu widzenia tzw. studiów postkolonialnych).

 

Tytułowe „fantomowe ciało króla” to metafora sięgająca do koncepcji „dwóch ciał króla” Ernsta Kantorowicza (ciało naturalne, śmiertelne i ciało polityczne, nieśmiertelne, przechodzące do innego ciała fizycznego i w ten sposób zapewniające ciągłość), która pozwala opisać I Rzeczpospolitą w inny niż dotychczas sposób. W świetle tej metafory widać wyraźnie nienajlepszą kondycję państwa, zdeterminowaną przez szereg braków: brak dziedzictwa rzymskiego, brak nowożytnej organizacji społecznej opartej na kombinacji absolutyzmu i kapitalizmu, brak władzy królewskiej w wyniku bardzo znacznego ograniczenia pozycji monarchy. Co więcej, metafora ta pozwala postawić śmiałą tezę, że począwszy od śmierci Zygmunta Augusta, ostatniego dziedzicznego króla Polski i Litwy, Rzeczpospolita nie istniała jako państwo w ścisłym tego słowa znaczeniu, ale była raczej fantomem, urojeniem, wyobrażeniem, uroszczeniem. Była osobliwą jak na ówczesną Europę federacją magnackich dominiów, działającą zgodnie z ultrademokratycznymi zasadami demokracji uczestniczącej (w rzeczywistości parodii demokracji w nowoczesnym sensie tego słowa, bo wykluczającą z zasady z udziału w rządzeniu zdecydowaną większość społeczeństwa: chłopów i mieszczaństwo), pozwalającą szlachcie i magnatom na gospodarczą eksploatację ziem rdzenie polskich i skolonizowanych na Kresach. Słuszność tej tezy autor książki uzasadnia poprzez analizę zachowania politycznego magnatów (obrady sejmików i użycie liberum veto), zbadanie struktury i modelu polskiej produkcji gospodarczej, geopolitycznej orientacji I Rzeczpospolitej oraz dekonstrukcji jej ideologii – sarmatyzmu. Wymienione braki I Rzeczpospolitej doprowadziły do utraty państwowości, znanej w polskiej historiografii pod nazwą rozbiorów, będących w interpretacji Jana Sowy jedynie ujawnieniem w rejestrze realnym nieistnienia państwa jako takiego już od 200 lat. Owo nieistnienie położyło się na losach Polski od wczesnej nowoczesności w XVI i XVII wieku, przez rozbiory, aż po czasy współczesne. Zaowocowało traumą konstytutywną również dla współczesnej polskości. To klucz – twierdzi autor książki – do zrozumienia zarówno losów Polski w XX wieku, jak i współczesnej kondycji polskiego społeczeństwa i kultury, które nadal determinuje dialektyczny węzeł konstytuującej nas pustki oraz prób pozytywnego określenia się wobec obcych wpływów i wzorów (s. 39). Stąd też praca Jana Sowy nie jest typowym dziełem historycznym, mówi przede wszystkim o współczesnej Polsce i jej problemach z nowoczesnością.

Czytaj dalej „Jan Sowa, Fantomowe ciało króla”

Stanisław Kot, Rzeczpospolita Polska w literaturze politycznej Zachodu

Tym razem nietypowa lektura, bo opracowanie prof. Stanisława Kota Rzeczpospolita Polska w literaturze politycznej Zachodu (Kraków 1919 r.). Rzecz pożyteczna, bo pokazuje nieco bardziej zobiektywizowane widzenie naszych dziejów, bowiem wydaje się, że autorzy polscy zawsze byli uwikłani w jakieś „polityki historyczne”, bądź nie mogli wyzbyć się w swoim widzeniu spraw polskich gorsetu mitologii narodowej. Pisarze zachodni z reguły również przyjmowali punkt widzenia jakichś teorii, ideologii, bądź służebności politycznych, ale z natury rzeczy nie byli tak uwikłani emocjonalnie. Z biegiem lat i wieków okazywało się, że pisarze ci posiedli całkiem sporo informacji o Rzeczpospolitej, tak że uprawniona może zostać opinia, iż Polacy ze zdziwieniem stwierdzali, że za granicą wiedzą o nich, i to więcej niżby sobie w interesie swej dobrej sławy życzyli (s. 159). Tym bardziej warto zaznajomić się z zewnętrznym punktem widzenia na sprawy polskie.

Profesor Kot sięgnął po sądy o Polsce zawarte przede wszystkim we włoskich, francuskich, niemieckich i angielskich pismach z dziedziny filozofii politycznej, nauki o państwie, prawa politycznego i publicystyki, a także w innych tekstach, w których pojawiały się dokładniejsze uwagi opisujące, charakteryzujące i wyjaśniające urządzenia Polski, np. w utworach o charakterze podróżniczym, geograficznym lub historycznym. Źródłem części tych sądów były, poddane szerszym ciągom logicznych przemyśleń (nierzadko polemicznych) uwagi cytowane z dzieł autorów polskich, innych zaś własne obserwacje i rozważania cudzoziemców. Opinie te zostały uporządkowane przez S. Kota chronologicznie, od XVI do XVIII wieku oraz częściowo według narodowości ich autorów. Najciekawsze rozważania o Polsce dotyczą charakteru narodowego Polaków, ustroju politycznego i społecznego Rzeczypospolitej oraz kwestii socjalnych, przede wszystkim chłopskiej.

Czytaj dalej „Stanisław Kot, Rzeczpospolita Polska w literaturze politycznej Zachodu”

Adam Krzyżanowski, Źródła i symptomy wzbogacenia się nowoczesnych społeczeństw

Źródła i symptomy wzbogacenia się nowoczesnych społeczeństw to broszura autorstwa prof. Adama Krzyżanowskiego wydana nakładem Towarzystwa Ekonomicznego w Krakowie, zbierająca sześć odczytów, nadanych z Krakowa na wszystkie rozgłośnie Polskiego Radia w lutym i marcu 1938 roku. To zatem przykład jakże potrzebnej literatury popularyzatorskiej, rozwijającej świadomość i podstawową wiedzę ekonomiczną, których niedostatek charakteryzuje szerokie rzesze Polaków do dzisiaj.

 

Prof. Krzyżanowski na początek porządkuje podstawowe pojęcia związane z – powiedzielibyśmy współcześnie – finansami osobistymi: majątek (ogół dóbr, który człowiek posiada w danej chwili), majątek użytkowy (dobra służące bezpośrednio do zaspokajania potrzeb), majątek zarobkowy, czyli kapitał (dobra wytwórcze, którymi pośrednio zaspokajamy potrzeby), dochód surowy (ogół dóbr, przysparzanych w danym czasookresie, np. w ciągu roku, przychód), koszty (ubytek majątku zarobkowego, powstały na skutek jego używania), dochód czysty (nadwyżka dochodu surowego nad ubytkiem majątku zarobkowego, nadwyżka przychodów nad kosztami). Przy czym profesor zaznacza, że Osiągnięcie dochodu czystego nie wyklucza ubytku majątku, albowiem w ciągu wytwarzania zmniejsza się nie tylko wartość kapitału zużytego w tym celu, ale nadto zachodzi dalszy ubytek wartości, którego źródłem [jest] zaspokajanie przez producentów swych potrzeb osobistych. Uszczuplenie majątku dochodzi do skutku nawet w wypadkach uzyskiwania dochodów czystych, jeśli producenci w okresie produkcji wydają na zaspokojenie swoich osobistych potrzeb więcej niż wyniósł dochód czysty, wtedy gdy prócz dochodu czystego skonsumowali bezpośrednio lub w formie zadłużenia się część majątku. Jeżeli konsumują mniej niż wynosi dochód czysty, wówczas nieskonsumowana, zaoszczędzona część dochodu czystego stanowi przyrost majątku. Majątek nie powiększany zaoszczędzeniem części dochodów zanika. Wzrasta szybko tylko w okresach uzyskiwania wielkich dochodów, umożliwiających uskutecznianie znacznych oszczędności. Majątek jest zaoszczędzonym dochodem.

 

Ubogimi są ludzie nie zasobni, zużywający natychmiast przeważną część owoców swej pracy, nie uskuteczniający większych oszczędności. Ludzie ci korzystają w małym stopniu z dóbr dawniej wyprodukowanych, żyją chwilą bieżącą, nie są w stanie zabezpieczyć sobie przyszłości. Majętnym człowiekiem jest ten, którego majątek obejmuje dużo dóbr, przeznaczonych do długoletniego użytkowania (…) Bogatymi społeczeństwami są te, które nie tylko dużo oszczędzają, ale które nadto kapitalizują znaczną część swych oszczędności  (s. 3-4).

 

Wydaje się, że w społeczeństwie, w którym elity w postaci polityków i dziennikarzy zdają się nie rozróżniać dochodów od przychodów, a zwykli szaraczkowie nie znają różnicy między rencistą a rentierem, warto te oczywistości przypominać i w nieskończoność powtarzać…

 

W dalszej części wykładu pierwszego (pt. Bogactwo) Adam Krzyżanowski zajmuje się czynnikami prowadzącymi do dobrobytu: Uzdolnienia ludzkie są źródłem  bogactwa. Ludność jest producentem i konsumentem bogactwa. Bogactwo jest ustosunkowaniem się ludzi do tzw. bogactw naturalnych, przy czym jakość ludzi, a nie ich ilość jest czynnikiem, przeważającym szalę wypadków. Twierdzenie, że ludność jako taka jest bogactwem zaciemnia, a nie wyjaśnia zagadnienie (podkreślenia własne).

 

Wielce zawiły proces niezwykle silnego i olbrzymiego wzbogacenia się, który ludzkość przeżyła w ostatnich 300 latach, był okresem – zaznacza profesor – wielkich wynalazków i odkryć, wielkiego wysiłku pracy, oszczędności i kapitalizacji, okresem przejścia do ustroju bardziej liberalnego w gospodarce międzynarodowej i wewnętrznej poszczególnych państw, a zarazem okresem względnie pokojowego współżycia narodów ze sobą. W świecie przyrodniczym także mamy do czynienia z zespołami zjawisk współzależnych. Wiemy dobrze, że każde z tych zjawisk jest niezbędnym składnikiem danego ukształtowania się toku wydarzeń, przy czym rozstrzyga czynnik współdziałający z najmniejszym nasileniem dlatego, że nie może być substytuowany innym czynnikiem i że pewna minimalna doza danego zjawiska jest koniecznym warunkiem zajścia takiego, a nie innego przebiegu wydarzeń. Nie inaczej przedstawia się sprawa w zakresie współżycia ludzi ze sobą.

 

Także i w tych wypadkach złudne są nadzieje zastąpienia jednego z członów przebiegu wydarzeń drugim. Proces wzbogacenia się był uwarunkowany wszystkimi okolicznościami wymienionymi co dopiero. W krótkim okresie wzbogacenia się natura ludzka nie uległa zmianie. Przeważna część ludzi także i nadal w tych samych warunkach zareaguje jednakowo na te same podniety. Wynika stąd, że również i w przyszłości proces wzbogacenia się tylko wtedy nie dozna przerwy, jeżeli wszystkie dotychczasowe czynniki jego zaistnienia będą nadal współdziałały i jeżeli żaden z nich nie spadnie poniżej minimum niezbędnego do utrwalenia procesu wzbogacania się.

 

Trudno przypuszczać, ażeby pracowitość i oszczędność nagle zanikły bez oczywistego powodu. Geniusz wynalazczy jest bardziej kapryśny. Mimo tego nie zachodzi obecnie niebezpieczeństwo popadnięcia w ubóstwo ludzkości przez wyczerpanie się wynalazczości ludzkiej. Natomiast wszyscy uważają długie i kosztowne wojny, zniechęcające do oszczędności, za niezawodny środek zubożenia społeczeństw w epoce tak wielkiego uzależnienia dobrobytu od wymiany międzynarodowej. Również powszechna zgoda jest na to, że podział pracy stanowi niezbędny współczynnik bogacenia się społeczeństw. Atoli sporny jest właściwy charakter niezbędnego w tym celu podziału pracy. Jedni są zdania, że wystarcza podział pracy narzucony przez władzę, a więc czysto techniczny, podczas gdy in ni sądzą, że proces bogacenia się zależny jest bezwarunkowo od stosowania podziału pracy, wynikającego z istnienia prawa własności prywatnej w stosunkowo obszernym zakresie i wolności zarobkowania. Ziszczenia się życzeń i przewidywań zwolenników pierwszej z tych dwóch ewentualności trudno się spodziewać, póki nie nastąpi radykalna zmiana natury ludzkiej, na co się nie zanosi.

 

Bogactwo materialne samo przez się szczęścia nie zapewnia. Prawdziwie bogatymi są jedynie ci, którzy pojęli i stosują zasadę, że najpewniejsza drogą zapewnienia sobie szczęścia w życiu doczesnym jest skierowanie wszystkich swych wysiłków ku uszczęśliwianiu bliźnich. Postępowanie wedle tego moralnego drogowskazu jest jednak w pewnej mierze uwarunkowane posiadaniem bogactw materialnych (s. 6-8).

 

W następnych odczytach prof. Krzyżanowski kreśli w prosty sposób Dzieje pieniądza (wykład drugi) i Dzieje kredytu (trzeci), podejmuje kwestie waluty (wykład czwarty: Nowoczesna waluta złota, w którym podkreśla konieczność względnej stałości wartości pieniądza) oraz Wynalazków i odkryć jako współczynników postępu ekonomicznego (wykład piąty), a także zagadnień związanych z demografią (wykład szósty: Przyrost ludności, w którym analizuje także zjawiska migracyjne). Wydaje się, że podjęte przez profesora tematy należą i dziś do najważniejszych dla naszego bytu społecznego i narodowego. Powinniśmy je podejmować „na okrągło” i szerzyć wiedzę z nimi związaną – wzorem Adama Krzyżanowskiego – wśród szerokich mas, jeśli chcemy, by stulecie odrodzonej państwowości polskiej, nie okazało się ostatnią okrągłą tego typu rocznicą…

Adam Krzyżanowski, Moralność współczesna (część druga)

Profesor Krzyżanowski, dokonując porównania dziewiętnastowiecznej skarbowości z polityką finansową państw w latach dwudziestych i trzydziestych XX w., doszedł do pesymistycznych wniosków: Gospodarka skarbowa zeszłego wieku urzeczywistniła w wyższym stopniu, niż przedtem, postulaty sprawiedliwości formalnej i materialnej. Ówczesna polityka finansowa ziściła wymogi praworządności oraz powszechności i równomierności opodatkowania. Właściwe dobie obecnej niepomierne rozszerzenie granic swobodnego uznania władz, sprzeczne z zasadą praworządności, uchyliło powszechność opodatkowania, stwarzając przywileje indywidualne (…). Równomierność opodatkowania polega na obciążeniu każdego płatnika danego podatku odpowiednio do jego zdolności ponoszenia ciężarów, powstających przez nakładanie danin publicznych. Dochody czyste stanowią najpewniejszy wykładnik siły podatkowej. Równomierność opodatkowania zmniejszyła się w ostatnim dwudziestoleciu pod naciskiem trudności finansowych, a także skutkiem zmian w układzie sił politycznych (s. 42-43). Zasady sprawiedliwości podatkowej zostały zastąpione, zdaniem profesora, przez arbitralność władz, zmienność, zawiłość i chaotyczność prawa podatkowego, chorą progresywność podatkową (Zadaniem progresji jest więcej niż proporcjonalne opodatkowanie bogatych. Progresywne opodatkowanie dochodów czystych i majątków po potrąceniu długów spełnia zadanie. Natomiast progresywne opodatkowanie przychodów chybia celu pod tym względem, ponieważ przychód opodatkowany nie stanowi przychodu czystego, a także dlatego, ponieważ jedni rozporządzają tylko przychodem progresywnie opodatkowanym, a drudzy nadto przychodami progresywnie nieopodatkowanymi – s. 39), przeciążenie podatkowe, podatki utajone, itp. Żyjemy w epoce – podsumowuje Krzyżanowski – swobodnego uznania władz. Ten stan niepewności prawnej mało sprzyja zakładaniu nowych i rozszerzaniu istniejących przedsiębiorstw, nie zachęca do kapitalizacji. Stwarza pokusy dla urzędników, powołanych do rozstrzygania na zasadzie ich swobodnej oceny. Wpływa demoralizująco na zależnych od owych decyzji. Wzrosła ilość władz, nakładających podatki i ilość podatków. Wzrosły stawki podatkowe, opłaty i ceny pobierane przez państwo, wzrosły odsetki (kary) za zwłokę i zaległości obustronne opodatkowanych oraz zaległości państwa. Obniżył się poziom etyczny obu stron. Państwo wydatnie podwyższyło kary za przestępstwa skarbowe. Przestępczość wzrosła. Sprawiedliwość wymiaru podatków uległa pomniejszeniu. Dochody skarbu spadły. Ewolucja tego typu wystąpiła na jaw w wielu państwach. Polska należy do rzędu państw, w których ewolucja w tym kierunku osiągnęła znaczny stopień nasilenia.

 

Mówi i pisze się często o upadku cywilizacji współczesnej. Składa się na nią zawiły splot wielu mało wymiernych współczynników. Trudno ją ogarnąć i osądzić. Trudno orzec, dokąd zmierza. Pewnym i bezspornym jest obniżenie lotu w kształtowaniu się współczesnej gospodarki skarbowej. Grzechem, brakiem rozsądku jest zamykanie oczu na płynące stąd niebezpieczeństwa polityczne, moralne i ekonomiczne (s. 54).

 

Czytaj dalej „Adam Krzyżanowski, Moralność współczesna (część druga)”

Adam Krzyżanowski, Moralność współczesna (część pierwsza)

Moralność współczesna Adama Krzyżanowskiego to jedno z wydawnictw Towarzystwa Ekonomicznego w Krakowie, pochodzące z 1935 r., a grupujące, opublikowane wcześniej w czasopismach, wykłady i artykuły profesora, które dowodzą wyższości etyki wolnej konkurencji nad etyką interwencjonizmu i etatyzmu. Krzyżanowski przyczyny upadku obyczajowości, rozrastającej się przestępczości i bezrobocia widzi w próbach zastąpienia rozwiązań ekonomicznych liberalizmu demokratycznego przez złudzenia wyższości państwa wszechwładnego, totalnego, w skutkach idei rozpowszechniających się w świecie, powiązanych z pogarszaniem się finansów państw w wyniku kosztów wojny światowej, kurczenia się międzynarodowych obrotów towarowych i kredytowych oraz nawrotu do fiskalizmu poświęcającego trwałe interesy skarbu na rzecz chwilowych korzyści (s. 20). Profesor zdecydowanie przeciwstawia się pomysłom ograniczenia lub zniesienia własności prywatnej i zastąpienia etyki kapitalizmu wychowaniem przez władze nowego człowieka, zdolnego udźwignąć godnie i chętnie brzemię szybko rozrastającej się państwowości (Przedmowa).

Krzyżanowski porównuje wiek XIX – okres kapitalistyczny, rozkwitu wolnego rynku, ewolucji systemu politycznego i pieniężnego, zmniejszającego się fiskalizmu państw,  wzrostu długości życia oraz dobrobytu ludzi z czasami po Wielkiej Wojnie (I wojnie światowej) – dobą zmniejszającej się demokracji, zmierzchu parlamentaryzmu, wzrostu fiskalizmu państwa, uznaniowości władz, przywilejów podatkowych dla wybranych, chaosu politycznego i ekonomicznego, zawiłości prawa oraz powodzi zmieniających się ciągle ustaw i rozporządzeń regulujących na papierze najmniejsze przejawy życia, przymusu i propagandy, a także oporu obywateli i związanego z nim rozrostu przestępczości. Porównanie to prowadzi go do jednoznacznych wniosków.

Oddajmy głos profesorowi: Wieszczenia Kasandry i całej plejady jej następców w długim ciągu stuleci często się sprawdzały. Los pesymistycznych horoskopów, stawianych na przełomie XVIII i XIX-go w. był wprost odwrotny. Dziś wiemy, że na progu zeszłego stulecia ludzkość stała u wrót nieznanej nigdy przedtem świetności. Wzajemne oddziaływanie na siebie ówczesnego przebiegu zjawisk ekonomicznych i moralnych wywołało całkiem wyraźną w porównaniu z przeszłością zmianę na lepsze w obu kierunkach.

Prawda, że stosowanie maszyn doprowadza niejednokrotnie do zwolnienia robotników. Równocześnie jednak stosowanie maszyn stwarza nowe sposobności zarobkowania. Maszyny trzeba zbudować. Przedsiębiorcy prywatni posługują się nimi tylko wtedy, gdy dają zyski, które stają się w dalszym toku wypadków źródłem zatrudnienia licznych rzesz robotniczych. Bilans zwalniania i zatrudniania robotników zamknął się z końcem XIX wieku niebywałym wzrostem liczby robotników. Pewne kategorie stanu średniego straciły rację bytu wobec rozwoju przemysłu fabrycznego. Inne kategorie stanu średniego zastąpiły ubytek z nadwyżką. Ostatecznie stan średni wyszedł z opałów liczebnie wzmocniony. Zwiększona dochodowość życia gospodarczego przejawiła się silnym wzrostem produkcji ponad konsumpcję bieżącą. Ludzie wytwarzali znacznie więcej, niż przedtem, dóbr trwałych celem powiększenia przyszłej konsumpcji. Innymi słowy więcej oszczędzali, szybko mnożyli swe majątki i kapitały, co się wyraziło przede wszystkim potężnym rozkwitem ruchu budowlanego w najszerszym tego słowa znaczeniu (…). Szybszy niż kiedykolwiek przyrost kapitałów rzeczowych odzwierciedlił się w zawrotnym tempie pomnożenia depozytów w bankach i kasach oszczędności, różnorakich polis ubezpieczeniowych oraz innych kapitałów pieniężnych, których obfitość obniżyła wydatnie stopę procentową i wielce ograniczyła zasięg lichwy. Wiek XIX w pełni zasługuje na miano okresu kapitalistycznego ze względu na obfitość kapitałów.

Wzrost dochodów czystych oraz zaoszczędzonych majątków i kapitałów umożliwił wzrost ludności w rozmiarach nigdy przedtem nieznanych w dziejach ludzkości (…). Przedłużył się przeciętny czas trwania życia ludzkiego w rozmiarach zgoła nieoczekiwanych, przy czym okres urzeczywistnienia się tej rewolucji był nieprawdopodobnie krótki (…). Zwiększona wytwórczość pracy ludzkiej umożliwiła utrzymywanie większego niż przedtem procentu ludności, stanowiącej grupę osób niebiorących udziału w produkcji (…).

Proces dematerializowania się bogactwa wystąpił silnie na jaw. Wzrasta nie tylko produkcja i ilość producentów dóbr niematerialnych, ale równocześnie niematerialne składniki majątków ludzkich zyskały na znaczeniu. Dawniej ziemia, budynki, kosztowności oraz gotówka pieniężna stanowiły ów ogół dóbr zwany majątkiem. W zeszłym stuleciu rozpowszechnił się nowy typ Krezusa, przedtem niemal nieznany, nababa, zadowalającego się wynajmowaniem mieszkania w hotelu, rezygnującego z rozkoszy użytkowania własnego pałacu. Ów bogacz nowoczesny nie posiada ani włości rozległych, ani fabryk. Wystarcza mu więzienie całej swej wielkiej fortuny w kasecie żelaznej, wypełnionej po brzegi różnego rodzaju obligacjami, listami zastawnymi i akcjami. W XIX wieku można było żyć dostatnio z obcinania kuponów, a nawet odkładać część dochodów z tego źródła uzyskiwanych. Oczywiście mało było ludzi, czerpiących swe dochody wyłącznie z tego źródła, ale szybko rosła liczba osób, uzupełniających inne swe dochody obcinaniem kuponów (…). Dematerializacja bogactwa wymownie świadczy o jego wzroście, ponieważ staje się możliwą dopiero po względnie dostatnim zaspokojeniu potrzeb materialnych. Dobrodziejstwa ekonomiczne rozumnie użytego kredytu są znane i bezsporne. Rozpowszechnienie się kredytu stanowi nadto bogactwo moralne ludzkości, boć przecie koniecznym warunkiem rozrostu obrotów kredytowych jest zaistnienie stosunkowo znacznego stopnia pokojowości we współżyciu ludzi między sobą. Kredyt zamiera w atmosferze walk politycznych, w toku niebezpiecznego napięcia stosunków międzynarodowych, w ogniu kosztownych wojen. Kredyt jest dzieckiem względnie pacyfistycznego kształtowania się wypadków. Już przez to samo stanowi zjawisko moralnie dodatnie. Także i z innych powodów. Rozpowszechnienie się kredytu świadczy korzystnie o dochowywaniu przyrzeczeń, jest uwarunkowane dobra wiarą w obrocie, poszanowaniem praw nabytych przez władze, właściwym funkcjonowaniem sądownictwa i sprężystą egzekucją w wypadkach niewypłacalności dłużników.

 Rozrost obrotów kredytowych stał się także fundamentem pomyślnego kształtowania się gospodarki skarbowej w zeszłym stuleciu. W XIX stuleciu ministrowie zaciągali pożyczki na niższy procent i z rozłożeniem opłat amortyzacyjnych na dłuższy termin, niż przedtem, wobec czego byli w stanie zaciągnąć o wiele więcej pożyczek. Ta okoliczność umożliwiła rządom poniechanie operacji pieniężnych, wywierających szkodliwy wpływ na gospodarstwo skarbu i na gospodarstwo całego społeczeństwa, doprowadzających do chwiejności kursu walut i dewiz (…).

Gospodarka skarbowa zeszłego wieku, zasilana wpływami podatkowymi, wzrastającymi także i w wypadku nienakładania nowych podatków i niepodwyższania stawek podatkowych, dzięki wzrastającej dochodowości gospodarstwa społecznego, oraz wpływami z zaciągania pożyczek, przyświecała w wielu krajach społeczeństwu dobrym przykładem skrupulatnego wypełniania zobowiązań ustawowych i umownych w rozmiarach zgoła nieznanych poprzednio w dziejach ludzkości (…).

Państwa stać było na porzucenie wybujałości fiskalizmu, na zastąpienie ich podatkami bardziej sprawiedliwymi i na zniesienie krzywdzących przywilejów. Zwycięża zasada powszechności i równomierności opodatkowania (…). Mniejszy fiskalizm, większa sprawiedliwość systemu i wymiaru podatków sprzyjały postępom kapitalizacji, a zarazem umoralnieniu społeczeństwa. Państwo przestało uciskać ludność nadmiernymi podatkami i chwytać się środków zdrożnych w imię doraźnych interesów skarbu. Równolegle i współzależnie wzrasta moralność podatników. Zeznania staja się prawdziwsze, a wywożenie kapitałów za granicę, prowadzenie podwójnych ksiąg handlowych, jednych dla własnego użytku, drugich dla urzędów skarbowych, oraz inne sposoby ukrywania dochodów i majątków stają się coraz bardziej objawem wyjątkowym.

Czytaj dalej „Adam Krzyżanowski, Moralność współczesna (część pierwsza)”

Wincenty Lutosławski, Posłannictwo narodu polskiego (część druga)

 

Polityczne posłannictwo Polski widział Lutosławski w unii narodów, społeczne – w unii społecznej klas, religijne – w unii religijnej wyznań.

 

Hasłem społecznym Polski – twierdzi Lutosławski – jest unia społeczna klas, która się wyrażała w ideale stopniowego uszlachcenia całego narodu. Walka polityczna i wojenna między plemionami, trwająca przez tysiąclecia, zyskała w 19-m wieku równoważnik społeczny w walce klas, która wybuchła ostatecznie w niesłychanie krwiożerczy sposób na dwóch krańcach Europy, w Rosji i Hiszpanii. Ale ta klasyfikacja, na którą powołują się stronnictwa radykalne, jest fałszywa.

 

Podział ludzi na kapitalistów i robotników nie odpowiada rzeczywistości, gdyż nieraz robotnicy posiadają jakieś oszczędności, stanowiące kapitał, a kapitaliści bywają zmuszani do pewnej pracy, aby zapewnić sobie zysk z kapitału (…). Więc zawzięta walka klas, wszczęta między kapitalistami a robotnikami za inicjatywą Marksa w 19-m wieku, jest oparta na fałszywej klasyfikacji, i sprowadza się do walki odwiecznej między uboższymi a bogatszymi (…). Mienie jest najzmienniejszą cechą, i na różnicach mienia nie należy opierać klasyfikacji społecznej (…). W miarę, jak ogólne mienie społeczeństwa wzrasta, różnice mienia indywidualne stają się mniej dotkliwe, bo coraz więcej osób osiąga pewną niezależność. Proces narastania zamożności społeczeństw cywilizowanych odbywa się stopniowo i powoli, i nie jest wcale prawdą, co twierdził Marks, że bogactwa muszą się skupiać w coraz to mniej licznych rękach. Nierówność mienia wzrasta, lecz zarazem wzrasta też ilość tych, co jakieś mienie posiadają. Więc walka między uboższymi a bogatszymi ma swój naturalny kres, gdy zamożność powszechna zapewni najuboższym dobre warunki bytu, jak to już w niektórych krajach się dzieje. Robotnik dziś ma znacznie większe potrzeby, niż kilkaset lat temu i coraz lepiej je zaspokaja (…). Te klasy, którym socjalizm zaleca walkę, nie są prawdziwymi klasami. Robotnicy i kapitaliści stanowią jedną klasę pracowników przemysłu, i mają wspólny interes wytwórczości.

 

O ile wytwórczość rośnie, zarówno zyski kapitalistów, jak zarobki robotników się wzmagają. Wzniecenie walki między kapitalistami a robotnikami niszczy przemysł i za jednym zamachem pozbawia kapitalistów zysku, a robotników zarobku. Przy tym socjalizm uznaje tylko dwa czynniki produkcji: kapitał i pracę, gdy w każdej produkcji tkwią jeszcze dwa inne decydujące czynniki, bez których ani kapitał nie miałby zysku, ani praca zarobków, mianowicie zdolność organizacyjna i wynalazczość. Bez tych duchowych czynników wytwórczość jest niemożliwa. Sama praca bez umiejętnego kierunku i bez narzędzi nic nie wytworzy.

 

Więc pretensje socjalistów, żeby pracy samej zapewnić cały owoc wytwórczości, jest niesprawiedliwa i niedorzeczna, gdyż praca bez kapitału, organizacji i wynalazczości mało co wytworzy. Ale nakaz walki klas łatwo staje się przedmiotem ślepej wiary, bo wiele obiecuje, choć obietnic dotrzymać nie  może. Drugi naczelny dogmat socjalizmu, mianowicie upaństwowienie produkcji jest także fałszywy, bo nie uwzględnia nieuchronnych nadużyć, jakie wszelki wzrost władzy państwowej za sobą pociąga.

 

Państwo może służyć skutecznie tylko dla celów niezbędnych, jak obrona niepodległości i wymiar sprawiedliwości. Ale państwo bywa złym gospodarzem i przeważnie nieudolnym nauczycielem. Więc powierzenie produkcji państwu skupia nadmierne środki w rękach nieodpowiedzialnych, które tych środków nie użyją dla dobra powszechnego (s. 133-138).

 

Polskim posłannictwem – podkreśla filozof – jest unia klas, współpracownictwo kapitału z pracą, organizacją i wynalazczością, dla wspólnej korzyści wszystkich czynników, To może być wykazanym na przykładzie wzorowych przedsiębiorstw, w których zarobki robotników będą wzrastać równolegle z zyskami właścicieli i ze sprawiedliwym wynagrodzeniem dla organizatorów i wynalazców. Ale to jest możliwe jedynie przy najdalej idącym ograniczeniu interwencji państwa w przemyśle. Zadaniem państwa jest przestrzeganie sprawiedliwości i zapobieganie krzywdzie. Więc państwowe władze mogą do produkcji przemysłowej wkraczać, gdy kapitalista krzywdzi robotników lub, gdy robotnicy krzywdzą kapitalistę, co także się zdarza. Lecz zarówno robotnicy, jak kapitaliści powinni mieć swobodę umowy o pracę takiej, jaka dla obu stron będzie dogodna. Robotnicy powinni mieć prawo do łączenia się w związki, i te związki robotników mogą się układać z kapitalistami o najkorzystniejsze dla siebie warunki, jakie są możliwe, bez rujnowania przemysłu. Związki te, opierając się na prawie, lepiej zabezpieczą pomoc lekarską i higienę mieszkań dla robotników, niż mogą to uczynić ubezpieczalnie państwowe.

 

            Ale głównym warunkiem poprawy bytu robotników będzie – postuluje Lutosławski w imię ideałów chrześcijaństwa – wewnętrzna przemiana, zarówno u robotników, jak i właścicieli fabryk, akcjonariuszy i dyrektorów. Chodzi o to, żeby nie zysk lub zarobek był głównym celem, lecz doskonałość życia, umożliwienie wszystkim duchowego rozwoju. Więc gorączka współzawodnictwa, łaknąca coraz to większych zysków i zarobków, powinna być zastąpiona przez ideał życia w warunkach umożliwiających rosnące zainteresowania umysłowe i artystyczne. Pomysłowość zarówno robotników, jak i dyrektorów, oraz właścicieli, powinna być wytężona w kierunku doskonałości urządzeń, co się nie da pogodzić z potwornymi rozmiarami warsztatów produkcji, do których wiedzie zachłanna chciwość przedsiębiorców  (s. 138-139).

Czytaj dalej „Wincenty Lutosławski, Posłannictwo narodu polskiego (część druga)”

Wincenty Lutosławski, Posłannictwo narodu polskiego (część pierwsza)

 

Książka Posłannictwo polskiego narodu Wincentego Lutosławskiego (1863-1954) to dzieło wydane w 1939 r. przez Towarzystwo Wydawnicze „Rój”, będące niejako zwieńczeniem długiego żywota dzisiaj nie istniejącego w powszechnej świadomości filozofa-mesjanisty oraz propagatora etycznego ruchu odrodzenia narodowego. Książka ta, pisana przez lat bez mała trzydzieści, a wyrażająca przeszło sześćdziesiąt lat rozważań i fascynacji Lutosławskiego, może wydawać się dzisiejszemu czytelnikowi przedziwną, jak zresztą i poglądy oraz sama postać profesora. Lutosławski był chyba jednym z ostatnich polskich humanistów, poliglotów i erudytów. Znał doskonale kilka języków, publikował po polsku, angielsku, francusku i niemiecku, wykładał na wielu uniwersytetach (m.in. w Kazaniu, Genewie, Londynie, Paryżu, Wilnie i  Krakowie), przejeździł z wykładami i odczytami całą Polskę i pół świata (m.in. USA), mieszkał w kilku krajach (m.in. w Hiszpanii, ze swoją pierwszą żoną pisarką Z. Pérez Eguía y Casanova, Szwajcarii, Francji i Anglii), swego czasu był najbardziej znanym polskim filozofem za granicą (zwłaszcza w krajach anglosaskich). Także zakres jego zainteresowań był olbrzymi. W dziedzinie filozofii zajmował się badaniami nad dziełami Platona (ustalił, do dziś nie podważoną, chronologię jego dialogów) oraz podjął i rozwijał poglądy polskich mesjanistów romantycznych, traktując je jako trwały element filozofii narodowej (szczególnie akcentował wychowawczy aspekt myśli i literatury romantycznej). Jego uwaga była skupiona przede wszystkim na „świecie  ducha” i polskości, ale spoglądał na kwestie szeroko, nie uciekając od rozważań historycznych, politycznych, ekonomicznych, pedagogicznych, itp. Był też niejako zwolennikiem poglądu, iż w zdrowym ciele, zdrowy duch, bowiem odkrył, jako jeden z pierwszych w Polsce, hinduską jogę (poświecił temu zagadnieniu książkę Rozwój potęgi woli). Nade wszystko Lutosławski był człowiekiem niezwykłym – cechowało go myślenie religijne, ale nie można go zamknąć w ciasne ramy polskiego katolicyzmu, uważał naród za najwyższą formę istnienia, poświęcając się idei polskości, ale nie mieści się w ogóle w kategorii typowego nacjonalisty, twardo bronił własności prywatnej i zwalczał komunizm, ale daleko mu od bezkrytycznego chwalcy kapitalizmu. Niezwykłe jest także to, iż swoje zasady filozoficzne i poglądy wcielał stanowczo w życie. Był człowiekiem czynu – nie tylko wygłaszał odczyty i wykłady, ale zakładał towarzystwa wychowawcze, skupiające się w tzw. kuźnicach, działających w Polsce, Anglii, Francji, Szwajcarii, a w swoich książkach zawsze podawał aktualny adres, prosząc czytelników o dzielenie się wątpliwościami, trudnościami i opiniami oraz obiecując odpowiedzi na listy. Zachęcał także do szerokiego rozpowszechniania swoich myśli, zezwalając nawet na  plagiaty, nie dbał bowiem o prawa autorskie, uważając, że bardziej, niż jego osobista zasługa w wyrażaniu prawd, liczy się ich największe rozpowszechnienie.

 

Współczesnego czytelnika Posłannictwa polskiego narodu Wincentego Lutosławskiego przede wszystkim powinna uderzyć jego idea łączenia i współdziałania, która wyraża się już w jego rozumieniu naczelnej dla niego kategorii – narodu. Naród definiował jako wspólnotę duchową jednostek podobnych do siebie i świadomych tego podobieństwa, zjednoczonych w dążeniu do spełnienia kulturowego i społecznego powołania: Tutaj ani pochodzenie, ani nawet język nie mają decydującego znaczenia. Narodem jest grupa ludzi, mających wspólne polityczne i kulturalne cele, czyli powołanie do spełnienia. W jednym narodzie łączą się różne plemiona, a nawet odrębne rasy. Do polskiego narodu należą spolszczeni Niemcy, Tatarzy, Ormianie, Cyganie, Żydzi, jeśli żyją dla wspólnego ideału Polski, i pragną przyjąć udział w spełnieniu jej powołania. Jedność narodowa jest związkiem duchowym, łączącym ludzi niezależnie od pochodzenia, dla świadomej służby całej ludzkości.

 

            Życie narodowe przełamuje różnice rasowe i plemienne. Murzyn albo czerwonoskóry może zostać prawdziwym Polakiem, jeśli przejmie dziedzictwo duchowe polskiego narodu, zawarte w jego literaturze, sztuce, polityce, obyczajach, i, jeśli ma niezłomną wolę przyczyniania się do rozwoju bytu narodowego Polski. Byt ten zyskuje na rozmaitości plemiennych pierwiastków, które się w jedności narodowej łączą.

 

            Przynależność do plemienia, ludu, rasy, od naszej świadomej woli nie zależy. Decyduje o tym urodzenie, wola naszych rodziców, pożądających połączenia często bez myśli o potomstwie. Jesteśmy pod względem plemiennym lub rasowym takimi, jakimi nas uczyniły okoliczności zewnętrzne – naprzód urodzenie, potem otoczenie.

           

Natomiast do istniejącego narodu jako do zespołu duchowego może przystać człowiek każdej rasy, poświęcając aktem wolnej woli swe życie celom świadomie obranego środowiska. To się nazywa świadomością narodową, i zwykle budzi się w duszy w pewnym wieku (s. 23-24).

 

Lutosławski uważał, iż celem działalności poszczególnych narodów jest realizacja idei wolności, podkreślając przy tym, że cywilizacja zachodnia wypracowała kilka zasad regulujących działania podejmowane w jej imię:

  1. Każdy naród ma prawo do wybrania swego rządu.
  2. Żaden naród nie ma prawa do rządzenia innymi narodami wbrew ich woli.
  3. Każda jednostka ma prawa, które powinny być uszanowane przez państwo (s. 1).

 

Dla filozofa powołanie narodu polskiego wiąże się z najważniejszym pewnikiem polskiego poglądu na świat, którym jest – jak to określił w swojej autobiografii zatytułowanej Jeden łatwy żywotwewnętrzna pewność istnienia Boga i jego ustawicznego działania na nas. Ta motywacja wypływająca ze „świata ducha” wpłynęła na dookreślenie posłannictwa narodu polskiego w różnych dziedzinach jego bytu, które można właściwie zawrzeć w jednym zdaniu: polityczne posłannictwo Polski widział Lutosławski w unii narodów, społeczne – w unii społecznej klas, religijne – w unii religijnej wyznań.

  Czytaj dalej „Wincenty Lutosławski, Posłannictwo narodu polskiego (część pierwsza)”

Krótkie podsumowanie

Krótkie podsumowanie naszego najnowszego projektu, przebiegającego pod hasłem „Warto czytać”, a polegającego na przypominaniu cennych i inspirujących do dziś wypowiedzi oraz przywracaniu do obiegu czytelniczego i kulturowego często zapomnianych książek z takich dziedzin, jak: historia, polityka, ekonomia, filozofia, literatura, itp. Od dwóch lat w dziale „Nasze lektury” zamieszczamy fragmenty tekstów (na podstawie oryginalnych wydań książkowych, z reguły pierwszych) z ograniczonym do minimum komentarzem (taką przyjęliśmy konwencję – lektura ma służyć do własnych przemyśleń; nie chcemy narzucać żadnych interpretacji). Zamieściliśmy wybrane teksty historyków (historiozofów), filozofów, socjologów, ekonomistów, publicystów, literatów, bardziej lub mniej znanych, niejednokrotnie zapomnianych. Książki te łączy kilka spraw: ich autorzy podejmowali ważne zagadnienia z myślą o dobru publicznym, ich przemyślenia i wnioski są aktualne do dzisiaj, ale ich wypowiedzi nie są w dzisiejszej Polsce tak słyszane, jak na to zasługują (może nie są w ogóle słyszane)…

 

W sumie zamieściliśmy 21 wpisów, zawierających fragmenty 9 książek. Zaczęliśmy od pozycji dotyczących ekonomii, w szczególności ukazujących rzeczywistość ekonomiczną II Rzeczpospolitej, jej „błędy i wypaczenia”, ale i pozytywne postulaty naprawy „gospodarstwa krajowego”. Oto autorzy i tytuły tych książek:

Adam Krzyżanowski, Pauperyzacja Polski współczesnej;

„E. Muller” [pseudonim], Błędy gospodarki polskiej;

Wincenty Lutosławski, Tajemnica powszechnego dobrobytu.

 

Następne dwie pozycje zajmują się „grzechami” współczesnego (można  by to tak określić) państwa, na czele z „grzechem śmiertelnym”, a mianowicie biurokracją. W nich również można odnaleźć wskazówki, co robić, by być zbawionym (jeśli już się trzymać tej metaforyki). Oto one:

Adolf Kliszewicz, Współczesny kryzys państwowości;

Józef Olszewski, Biurokracja.

 

Kolejne dzieła osadzają problematykę „polskich niedoskonałości” na szerszym tle oraz  próbują odnaleźć w pomrokach dziejów ich przyczyny, czyli są to rzeczy natury historiozoficznej. Są to także dzieła dogłębnie analizujące miejsce „polskości” w cywilizacji europejskiej. Znajdziemy w nich i tajemnice przeszłości, i wskazówki, w jaki sposób urządzić naszą przyszłość, by była lepsza od przeszłości i teraźniejszości, a nawet wizje „ocalenia”. Oto te księgi:

Florian Znaniecki, Upadek cywilizacji zachodniej;

Feliks Koneczny, Polskie Logos a Ethos. Roztrząsanie o znaczeniu i celu Polski;

Walerian Baranowski, Wielka tajemnica psychiki narodu polskiego;

Stefan Buszczyński, Rękopis z przyszłego wieku.  

 

Zapraszamy do lektury, sięgnięcia do całości tekstów, do owocnych przemyśleń oraz do przekuwania, w miarę możności, słów w czyny…

Stefan Buszczyński, Rękopis z przyszłego wieku (część trzecia)

Jeszcze raz, po raz już ostatni, o Rękopisie z przyszłego wieku Stefana Buszczyńskiego. Jak każda porządna utopia książka autora Upadku Europy przynosi sugestywną wizję przyszłości, w tym przypadku zarysowaną w wypowiedziach „filozofa XX wieku”. Obok dziwacznych pomysłów typu mechaniczny przyrząd umieszczany na głowie, regulujący niecierpliwość i popędliwość nerwową człowieka przyszłości za pomocą zakręcanej śrubki i przekręcanej sprężyny uciskającej pewien nerw na mózg działający, czy też technicznych wynalazków ograniczonych wyraźnie wyobraźnią pisarza (przyszłe mieszkania ludzkie otoczone mnóstwem ogrodów, rozrzucone na wielkiej przestrzeni, łączące się ze sobą za pośrednictwem żelaznych kolei, na których chodzą wozy poruszane nie parą, lecz dynamiczną maszyną; domy zbliżone wielka ilością szybko latających balonów, drutami telegraficznymi, telefonami itd., tudzież widoczne w dalekiej przestrzeni za pomocą wydoskonalonego przyrządu optycznego – megaloskopu, bądź zakrywane w razie potrzeby za pomocą rodzaju gazu, którym można mniejszą lub większą przestrzeń otoczyć, jeśli kto chce być niewidzialnym), można w pomysłach Buszczyńskiego odnaleźć całkiem sensowne rzeczy.

Filozof XX wieku odpowiada swojemu interlokutorowi na pytanie jak urządziliśmy, czy raczej jak urządzimy społeczeństwo XX wieku (przyszłości):

– Społeczność XX stulecia urządzono na prawach natury, zastosowanych praktycznie do potrzeb postępowej ludzkości i wymagań nauki. Najprzód najpilniejszej gorliwości użyto do przywróceniu w człowieku normalnego stanu. Zaczęto jednocześnie leczyć ciało i ducha. Natura służyła za modłę, wskazówkę i narzędzie we wszystkich czynnościach. Głos natury stał się głosem stanowczo doradczym. Oblano zdrojami przyrodzonego światła ciało; wpuszczono wiele naturalnego światła do duszy. Oczyszczono powietrze atmosferyczne ze szkodliwych miazmatów; oczyszczono myśl ze szkodliwych przesądów i błędów. Stosownie do tego zbudowano mieszkania i urządzono szkoły. (…) Wszędzie zastosowano elektryczność, nawet zamiast ognia zwykłego, w kuchniach i fabrykach; nadano jej bowiem nieprzerwany kierunek, zależący od mechanizmu, ręką ludzką poruszanego z wielką łatwością. *) Pisane w r. 1884 (przypis wydawcy książki z 1918 r; str. 73, 74).

Obok tych wskazań, można by powiedzieć ekologicznych, należy zwrócić uwagę na inne rozwiązania społeczne – decentralizację administracji i prawodawstwa, suwerenność narodów, zapewnienie realnej wolności i własności:

Czytaj dalej „Stefan Buszczyński, Rękopis z przyszłego wieku (część trzecia)”

Stefan Buszczyński, Rękopis z przyszłego wieku (część druga)

Wracamy jeszcze do Rękopisu z przyszłego wieku Stefana Buszczyńskiego. Obok wielu przykładów fałszywego postępu i wręcz upadku cywilizacyjnego w XIX stuleciu pisarz stawia diagnozę takiego stanu rzeczy i kreśli wizję odrodzenia ludzkości w przyszłości. Dla Buszczyńskiego wiek dziewiętnasty zdumiewający uczynił postęp w wynalazkach, w urządzeniu maszyn, w udoskonaleniu materii. Ale to właśnie – twierdzi poprzez swoje alter ego, filozofa XX wieku – oderwało całą myśl jego i działalność od ducha. (…) Wszystkie nędze dziewiętnastego stulecia pochodzą stąd, iż nie uznano ducha i nie poznano olbrzymiej jego potęgi (s. 91).

Buszczyński jedyną szansę na naprawę stosunków społecznych i prawdziwy rozwój cywilizacji europejskiej widzi w przestrzeganiu odwiecznych praw człowieczej natury i uniwersalnych wskazówek moralnych: „Żyj według praw wskazanych przez naturę i moralność. Słuchaj głosu sumienia twego. Nie czyń tego drugiemu, do tobie nie miłe. Pracuj, ażebyś był pożytecznym członkiem społeczeństwa, od którego nawzajem pomocy potrzebujesz. Staraj się kształcić umysł i doskonalić się we wszystkim. Szukaj dobra i piękna w każdej rzeczy i w każdej czynności. Unikaj wszystkiego, co jest złem lub szpetnym. Czuwaj nad powierzonymi twej pieczy istotami. Prowadź podwładnych swoich drogą cnoty i powinności. Pamiętaj w każdej chwili o wysokiej godności i wielkim posłannictwie człowieka” (s.59).

Przepisy te – podkreśla filozof – znajdujemy we wszystkich księgach od niepamiętnych czasów. Na ten temat grają i śpiewają mędrcy i prostaczkowie wszystkich wieków. Tymczasem cóż uczyniono – pyta – ażeby przepisy te zastosować do życia, zamienić je w czyn? Jakie podano dla urzeczywistnienia ich środki? I odpowiada, oskarżając współczesną mentalność: Ludzie zwani „praktycznymi” zrobili wszystko, co tylko dało się dotąd zrobić, ażeby tę teorię uczynić niepraktyczną, niewykonalną. Zrobili wszystko, nawet, ażeby te zasadnicze przepisy zniszczyć ze szczętem. Natomiast powstały nowe przepisy utylitarnego pozytywizmu, którymi chlubi się wiek dziewiętnasty. Dadzą się one streścić w następujący sposób: „Życie to użycie. Sumienie jest wymysłem zacofanych fanatyków, kierującym głosem powinien być racjonalizm. Nie troszcz się o nikogo, a postępuj tak, aby tobie było dobrze. Pracuj na to, abyś sam ze swej pracy otrzymał pożytek. Kształć umysł w tym celu, abyś wiedział, co największą może ci przynieść korzyść. Dobro i piękno są to wyrazy konwencjonalne; albowiem to, co dla jednego jest dobrem i pięknem, dla drugiego jest złem i szpetnym. W naturze nie ma bezwzględnego dobra ani bezwzględnego zła; nie ma też nic szpetnego; zatem szukanie jednego a unikanie drugiego jest tylko mrzonką utopii, gdyż natura nigdy nie schodzi z wieczystych swoich torów. Myśląc o sobie samym tylko, każdemu zostaw swobodę działania; nie masz prawa bowiem naginać do twych osobistych pojęć znajdujących się przypadkiem pod twoją opieką istot. Cnota i powinność są to wyrazy nominalne, nie mające wyraźnych kształtów ani granic; prowadzą do poświęceń, które praktyczny rozum odrzuca, jako śmieszne zabytki obskurantyzmu: jedyną przeto racjonalna drogą dla społeczności jest droga natury, czyli fatalne posłuszeństwo sile. Godność człowieka jest szumnie brzmiącym wyrazem bez znaczenia, a posłannictwo jego mrzonką, gdyż człowiek jest tylko biernym narzędziem w ogólnym mechanizmie natury” (s. 59-60).

Czytaj dalej „Stefan Buszczyński, Rękopis z przyszłego wieku (część druga)”

Stefan Buszczyński, Rękopis z przyszłego wieku (część pierwsza)

Istnieją teksty zapomniane, a tak cenne, że mogłyby być np. lekturami szkolnymi. Jednym z takich dzieł jest  niepozorna książeczka zatytułowana Rękopis z przyszłego wieku. Fantazja społeczna z r. 1881. Jej autorem jest Stefan Buszczyński, polski publicysta i pisarz polityczny, żyjący w latach 1821-1892, powstaniec styczniowy (stanął do walki, mimo że nie wierzył raczej w powodzenie czynu zbrojnego, o czym świadczy jego paryska broszura Cierpliwość czy rewolucja), który spędził na emigracji kilkanaście lat (publikował po francusku, niemiecku i polsku), znany i doceniany raczej w Europie, aniżeli w ojczyźnie. Czytelnikami jego książki La decadence de l’Europe (1867), w której opisał wizję przyszłej zjednoczonej Europy ze stolicą w Brukseli, byli m.in. Napoleon III, Jules Michelet i Victor Hugo. W kraju jego dziełem o losach i przyszłości Europy prawie nikt się nie interesował – do wydania gotowej wersji polskiej Upadku Europy nie doszło, ponoć jedynym subskrybentem, gotowym zapłacić za książkę był piernikarz z Krakowa. Tekst został opublikowany dopiero po śmierci autora przez jego przyjaciół w ósmym tomie zbiorowego wydania pism Buszczyńskiego. Podobnie zresztą stało się z napisaną w formie dialogu między przedstawicielem XIX wieku i reprezentantem odrodzonej ludzkości utopią Rękopis z XX wieku po Chrystusie, która została wydana pod zmienionym tytułem dopiero w 1918 r. przez Drukarnię „Głosu Narodu” w Krakowie. Myśli autora, który dostrzegał symptomy zbliżającej się katastrofy i proponował środki zaradcze wiele lat przed realizacją czarnego scenariusza europejskiej historii, przed wojnami światowymi i przed panowaniem doktryn totalitarnych, nadal są aktualne. Jak zauważył jeden ze współczesnych  naukowców, tak wnikliwie opisany przez Buszczyńskiego biurokratyzm pozostaje wciąż immanentną cechą europejskiej rzeczywistości, a głoszone przez niego zasady laissez faire, laissez marcher, laissez passer pozostają nadal w sferze postulatów

 

W Rękopisie z przyszłego wieku toczy się dialog między pisarzem, będącym reprezentantem XIX wieku, a jego alter ego – filozofem, duchowym uczniem pisarza, będącym przedstawicielem XX stulecia (symbolizującego czasy przyszłe), dotyczący upadku współczesnej autorowi Europy oraz wizji jej przekształcenia w nowe, lepsze miejsce do życia. Już we wstępie do dziełka autor przedstawia historię Rękopisu, a zarazem swoje spojrzenie na rzeczywistość starego kontynentu: Oto kilka lat upłynęło, jak napisałem to opowiadanie o mojem widzeniu. Gdym je skończył i odczytał, przestraszyłem się sam siebie. Groch z kapustą – jak to mówią. Niby to filozofia, niby obrazki z natury wzięte. Ni to zmyślenie, ni rzeczywistość. Zwyczajnie jak we śnie, gdy człowiek na wpół marzy, na wpół widzi lub słyszy na jawie. Czyż warto było przenosić na papier te dziwolągi, te płody chorobliwego umysłu? A jeśli jeszcze drukiem je ogłoszę, ludzie pomyślą, żem zwariował. Już jeden Niemiec, pewien uczony redaktor bardzo mądrego czasopisma, strasznie się na mnie rozgniewał i uznał mnie za wariata. A za co? Oto nie mógł mi przebaczyć, że w moich dziełach dziwie się, dlaczego w tak „ucywilizowanej” Europie jest osiem milionów żołnierzy gotowych gryźć się nawzajem jak drapieżne zwierzęta? – dlaczego wojsko w czasie pokoju kosztuje rocznie przeszło trzy miliardy marek, po trzy talary na głowę każdego mieszkańca, nie wyłączając główki nowonarodzonego dziecka? – dlaczego w XIX wieku europejskie wojska prowadziły ze sto dwadzieścia wojen, podczas gdy ministrowie zapewniali o stanie pokoju? – dlaczego w naszym cywilizowanym stuleciu zabito na polach bitwy z dziesięć milionów ludzi, a z tymi , co z ran i chorób poginęli w szpitalach, wypada każdorocznie w przecięciu około czterechset tysięcy ofiar wojny? – dlaczego przy tak wielkim postępie społecznym i finansowym nauk długi państw (respective narodów) europejskich wynoszą więcej niż sto miliardów marek, do stu talarów na głowę? – dlaczego zatem każda kwadratowa mila w Europie obciążona jest publicznym długiem nieprodukcyjnym, wynoszącym przeszło pół miliona marek? – czemu, pomimo tylu filozoficznych dzieł i dobroczynnych zakładów, znajduje się w Europie dwa miliny żebraków (jeden żebrak na 156 mieszkańców), a więcej niż dwanaście milionów ubogich (jeden na dwadzieścia osób) niewiedzących z rana, co będą jedli wieczór? – czemu wypada jeden wariat na dziewięciuset ludzi? – czemu ilość samobójstw podwaja się z każdym rokiem? – czemu tyle szkół, a tylu głupców na świecie? – czemu tylu obrońców Chrystusa, a niejeden zły jak szatan? – czemu nie można inaczej utrzymać porządku w tak postępowym, oświeconym i ucywilizowanym społeczeństwie, jak tylko za pomocą więzień, szubienic, Sybiru? – czemu?… Otóż, gdym to wszystko rozpamiętywał, może mi się doprawdy w głowie zamąciło; a gdym szukał środków zaradzenia temu, Niemiec był pewny, że dostałem obłąkania umysłu (s. 7-8).

 

I rzeczywiście z dialogu toczącego się między człowiekiem XIX wieku a człowiekiem XX wieku wyłania się obraz świata, kreślony głównie odpowiedziami i ripostami filozofa z przyszłości, w którym wyzbyto się podstawowych zasad i wartości, pozbawiono ludzi woli, myślenia i wolności, rzeczywistości, która opiera się na fałszywym postępie, despotyzmie oraz bezmyślności, głupocie i najniższych instynktach wytresowanych tłumów, czasów, w których arystokracja gnije, demokracja zdziczała, światła nie ma a społeczność… próchno! (s. 68).

Czytaj dalej „Stefan Buszczyński, Rękopis z przyszłego wieku (część pierwsza)”

Florian Znaniecki, Upadek cywilizacji zachodniej

Obok dzieł historiozoficznych Feliksa Konecznego i Mariana Zdziechowskiego godną polecenia lekturą jest książka wybitnego polskiego socjologa Floriana Znanieckiego, zatytułowana Upadek cywilizacji zachodniej. Szkic z pogranicza filozofii kultury i socjologii. Znaniecki, uczony wszechstronny, wychodzący poza ścisłe ramy dyscyplin naukowych, obdarzony znakomitymi zdolnościami analitycznymi, żywo interesował się problematyką cywilizacyjną (prawami, którymi rządzą się cywilizacje, drogą rozwojową szczególnie cywilizacji zachodniej, zjawiskami kryzysowymi ją dotykającymi). Swoje przemyślenia zawarł w skromnym szkicu wydanym w 1921 r. nakładem poznańskiego Komitetu Obrony Narodowej, mającym przede wszystkim pełnić funkcje praktyczne, autorem kierowało bowiem przekonanie o wysokiej wartości kultury ludzkiej w ogóle, a cywilizacji zachodniej w szczególności oraz poważna obawa, że cywilizacji tej zagraża w najbliższym czasie zniszczenie o ile się nie zdobędziemy na świadomy i planowy wysiłek w celu jej uratowania (s. III).

Znaniecki, widząc zachodzące współcześnie procesy kształtujące i niszczące cywilizację zachodnią, przeświadczony był o tym, że stoi ona u progu katastrofy, a swoją syntezą pragnął wywrzeć wpływ na elity kulturalne i polityczne, w których rękach dostrzegał klucz do ocalenia cywilizacyjnego porządku i wartości, na którym się on opiera.

Zdaniem Znanieckiego każda cywilizacja opiera się na ideałach, czyli dążnościach wykraczających poza kwestie zaspokajania doraźnych potrzeb, które tworzą obiektywnie istniejący system wartości funkcjonujący w jednostkowej i zbiorowej świadomości członków danego kręgu kulturowego. W kreowaniu i urzeczywistnianiu tych ideałów poszczególne jednostki mają nierównomierny udział – elity są siłą twórczą, masy są zdolne jedynie do naśladownictwa i powielania zachowań już utrwalonych: Każda cywilizacja jest tedy wytworem niewielkiej mniejszości, której zadaniem jest nie tylko tworzenie nowych ideałów, lecz narzucanie tych ideałów niechętnym masom, nie tylko inicjowania nowych czynności, lecz skłanianie ludu do naśladownictwa. Każda cywilizacja potrzebuje tedy przywódców, zdolnych do robienia wynalazków i posiadających władzę do narzucania tych wynalazków ogółowi (s. 2).

Wraz z rozwojem kulturalnym i postępującą złożonością organizacji społecznej w każdej dziedzinie życia kształtują się zawodowe klasy przodownicze, utrwalone i zorganizowane przez instytucje. Całość klas przodowniczych w danej epoce i w danym społeczeństwie nazwać można arystokracją umysłową. Istniejące uwarunkowania polityczne, społeczne, kulturalne, gospodarcze, itp. sprawiają, że wielu twórczych osobników, naturalnie predysponowanych, aby wejść w skład klas przodowniczych, pozostaje poza elitarnym kręgiem, podczas gdy należne im miejsce zajmują miernoty nie posiadające kwalifikacji umysłowych i moralnych niezbędnych do efektywnego piastowania odpowiedzialnych stanowisk („arystokracja pasożytnicza”). Zdominowanie kulturotwórczych elit przez nadmierną liczbę osób nie posiadających potencjału kompetencyjnego jest jedną z przyczyn odpowiedzialnych za rozpad cywilizacji: Instytucje, ułatwiające wzrost tej klasy pasożytów, w połączeniu z nieodpowiednimi metodami rekrutowania ludzi na stanowiska przodownicze, są głównymi czynnikami rozkładu arystokracji umysłowej. Arystokracja, która nie odświeża się ciągle przypływem rzeczywiście twórczych sił, wybranych z szerszych warstw społeczeństwa, zamiast tworzyć nowe ideały, ogranicza się do zachowywania starych wartości kulturalnych; jeżeli zaś jest przy tym obciążona liczna klasą pasożytów, używa swego dobytku kulturalnego i swej potęgi społecznej na swoją własną korzyść, i zamiast prowadzić masy naprzód, wyzyskuje je. Wynikiem jest stopniowy zanik cywilizacji danego społeczeństwa, gdyż cywilizacja utrzymuje się przy życiu jedynie postępują naprzód. Wartości kulturalne są aktualne społecznie, istnieją w świadomości społecznej jedynie o tyle, o ile są użytkowane dla celów działalności ludzkiej; posługując się nimi przy tworzeniu nowych wartości, ciągle odnawiamy ich dawne znaczenie i nadajemy im znaczenia nowe. Dlatego też, gdy konserwatywna i niepłodna arystokracja łudzi się, że zachowa swój zasób kulturalny, nie dodając doń nic nowego, zasób ten w rzeczywistości nieuniknienie zmniejszać się musi, gdyż znaczenie starych wartości wkrótce się wyczerpuje i przestają one być żywotnymi. A dalej, pamiętać należy, że wszystkie wyższe potrzeby ludzkie, odpowiadające życiu cywilizowanemu, są daleko mniej zakorzenione, aniżeli instynkty niższe, i muszą być podtrzymywane za pomocą ciągłego nacisku, kładzionego na ich doniosłość; to zaś znajdujemy jedynie w grupach społecznych, zajętych pracą twórczą. Dlatego też klasa przodująca, która zwraca zbyt wiele uwagi i energii na cele, związane z jej materialnym dobrobytem i stanowiskiem społecznym, stopniowo traci zainteresowanie i zdolności, konieczne do przodownictwa kulturalnego. Gdy zaś arystokracja panująca w ten sposób upada, dalszy rozwój cywilizacji jest możliwy tylko, o ile nowa arystokracja może od razu zając jej miejsce (s.4-5).

Rozkład starej elity kulturotwórczej nie będącej już w stanie pełnić swoich funkcji przywódczych pociąga za sobą na ogół następstwa, których kulminacją są wydarzenia o burzliwym przebiegu. Mamy w takim przypadku do czynienia albo z najazdem zewnętrznym, albo z wewnętrznymi procesami odśrodkowymi cywilizacji, a każda z tych sytuacji jest krokiem wstecz na drodze cywilizacyjnego rozwoju. Ożywienie cywilizacji po kryzysie – podkreśla Znaniecki – wymaga lepszego przygotowania, silniejszej władzy kontrolującej, wyższych ideałów kulturalnych, niż jej podtrzymywanie w normalnych czasach. Tymczasem masy, wywołujące kryzys, nie posiadają przygotowania, odrzucają kontrolę i drwią ze wszystkich ideałów, przewyższających ich pojmowanie. Ruina jest nieunikniona. Po wielu pokoleniach nowa cywilizacja niekiedy powstaje na miejscu dawnej i z czasem nawet pod wielu względami przewyższyć ją może; lecz ciągłość ewolucji społecznej jest przerwana, stracone stulecia odzyskać się nie dają, i liczne pierwiastki, które zniszczona cywilizacja zawierała, nie mogą już być odtworzone lub zastąpione (s. 6).

Czytaj dalej „Florian Znaniecki, Upadek cywilizacji zachodniej”

Koneczny o biurokracji i państwie biurokratycznym

 

Jeszcze raz, na zakończenie przeglądu dzieła Polskie Logos a Ethos, Koneczny – o biurokracji i państwie biurokratycznym: Mylne to mniemanie, jakoby państwa dzieliły się na monarchie i republiki, na cesarstwa, królestwa, wielkie księstwa i rzeczpospolite. Państwa dzielą się na biurokratyczne i obywatelskie, na centralistyczne i autonomiczne, a wobec tych kwestii sprawa o koronowanego czy niekoronowanego naczelnika państwa, o dożywotniość jego czy periodyczną wybieralność jest sprawą stosunkowo drobną.

Obywatelskość państwa polega na tym, że obywatele nie tylko posiadają jak najszerszy samorząd, co musi być połączone z decentralizacją, ale nadto jak największa część funkcji administracji publicznej zdana jest na instytucje obywatelskie, nie urzędnicze; państwo obywatelskie nie znosi w ogóle biurokracji i nie da się żadną miarą z nią pogodzić.

Tylko obywatelskie państwa zdołają wytworzyć stosowną do nowych czasów ilość siły społecznej; biurokratyzm bowiem nie tylko nie może jej wytwarzać, lecz musi ją psuć i osłabiać. Tylko bez biurokracji przyśpieszyć można chyżość historyczną, gdyż biurokracja opóźnia i tamuje wszelki rozwój społeczny, pchając społeczeństwo tym samym do rewolucyjności; toteż im znaczniejsze gdzie stanowisko biurokracji, tym podatniejszy tam grunt dla prądów przewrotowych. Można by o rewolucji powiedzieć, że jest emanacją biurokracji; jakoż lubi się urządzać tak samo biurokratycznie, jak ten ustrój, który zwykła zwalczać, jak o tym poucza historia.

Czytaj dalej „Koneczny o biurokracji i państwie biurokratycznym”

Feliks Koneczny, Polskie Logos a Ethos (część ósma)

 

Koneczny o znaczeniu Polski: Polska zachowaniem się swoim w sprawie jednolitości lub niejednolitości cywilizacyjnej zadecyduje o tym, czy cywilizacja chrześcijańsko-klasyczna będzie się rozszerzała dalej na wschód i czy w Europie środkowej można się będzie spodziewać wyłącznego tej cywilizacji zapanowania. Jeżeli Polska podlegnie rozłamowi cywilizacyjnemu, nastąpi znaczne osłabnięcie cywilizacji zachodnio-europejskiej w ogóle, a zatem zwiększy się niebezpieczeństwo stopniowego pokonywania jej przez cywilizację inną.

Znaczenie Polski polega na tym, że nie ma takiego działu życia, do którego nie okazywałaby zdolności, i to po większej części wybitnych. Ale jest to znaczenie prawdopodobieństwa i możliwości, które wymaga dopiero pewnych warunków, ażeby się zamieniło na znaczenie rzeczywistości.

Faktycznie znaczenie Polski zależeć będzie od tego, czy zdoła wyzyskać należycie swe dary przyrody i czy w Polsce wytworzy się polski handel i przemysł. Bez spełnienia tego warunku będziemy dla Europy tylko krajem, ale nie społeczeństwem, kolonią dla państw silnych ekonomicznie. A za tym pójdzie iluzoryczność naszej niepodległości.

Znaczenie twórczości polskiej zależeć będzie od tego, czy zdołamy ją oprzeć na podłożu wszystkich kategorii kultury umysłowej; od należytego zaś zorganizowania świata naukowego zawisłą będzie wartość naszej nusarchii [władztwa nauki w życiu zbiorowym, publicznym, w życiu społeczeństwa i państwa].

Rola nasza w Europie zależeć będzie od tego, czy zdołamy utrzymać równowagę historyzmu a ludowości.

Całe zaś nasze znaczenie zawisło od tego, czy prowincje zachodnie, posiadające ludność gęstszą i zdolność organizacyjną, wezmą górę nad wschodnimi.

Od tych warunków zawisła możność utrzymania na przyszłość własnej, swoistej polskiej kultury, a znaczenie nasze na jej posiadaniu właśnie polega (t. II, s. 210-211).

Feliks Koneczny, Polskie Logos a Ethos (część siódma)

Pod koniec drugiego tomu dzieła Polskie Logos a Ethos Koneczny zamieścił Wyniki dociekań i wnioskowań. W rozdziale tym historiozof zastanawia się nad znaczeniem i celem Polski w obrębie cywilizacji łacińskiej, w stosunku do Europy. Znaczenie Polski zależy jego zdaniem od naszej kultury umysłowej i twórczości, lecz niemniej, a częstokroć może bardziej od szczęśliwie lub nieszczęśliwie ułożonego stosunku Polski do Europy, której część stanowimy cywilizacyjnie (…). Ponad kulturę umysłową i twórczość stawiać tedy należy nam ukształtowanie naszego stosunku do Europy, gdyż od tego zawisło przede wszystkim nasze znaczenie na europejskiej scenie. Kluczowym dla Konecznego jest tu nasz stosunek do Wschodu. Historycznie nieudany polski eksperyment syntezy Zachodu i Wschodu kosztował nas nie tylko cywilizacyjną przerwę w przynależności do Europy w czasach saskich, ale nade wszystko rozbiory: Utraciliśmy łączność z zachodem skutkiem niefortunnych dążeń do syntezy Zachodu ze Wschodem; straciliśmy niepodległość z tej przyczyny. Wniosek na dziś i jutro jasny: Zrzeknijmy się wszelkiej syntezy ze Wschodem, jeżeli chcemy posiadać jakieś znaczenie w Europie i dla Europy.

 

Koneczny podkreśla, że jedyną drogą do rozwoju kultury i państwa jest jedność cywilizacyjna – Nie można być cywilizowanym na dwa sposoby. Ze względu na odmienność cywilizacyjną Wschodu uznaje zatem, że jedyną możliwością dla Polski jest stać twardo i bez najmniejszych odstępstw przy cywilizacji łacińskiej, a miast dążenia do syntezy Zachodu i Wschodu, mącenia kultur, misją naszą jest ekspansja kulturalna: świecić dobrym a wyrazistym przykładem sąsiedniemu Wschodowi, ażeby zapragnął przyswoić sobie cywilizację zachodnią.

Czytaj dalej „Feliks Koneczny, Polskie Logos a Ethos (część siódma)”

Feliks Koneczny, Polskie Logos a Ethos (część szósta)

Koneczny o naszym stosunku do zachodnich form państwowych: Państwowość polska (…) stanowiła swoisty wytwór ducha polskiego, a geneza jej w opozycji przeciw państwowości zachodnio-europejskiej, z zachowaniem jednakowoż ogólnej łączności cywilizacyjnej z Zachodem. Stosunek nasz do Europy można by pod tym względem określić słowy, że była to opozycja uzupełniająca; jakoż rzeczywiście pomysłowość polska uzupełniała cywilizację Zachodu, wytwarzając w jej łonie nową kulturę. Nigdy, przez cały przeciąg dziejów polskich, nie było w Polsce opozycji negującej cywilizację Zachodu.
Czytaj dalej „Feliks Koneczny, Polskie Logos a Ethos (część szósta)”

Feliks Koneczny, Polskie Logos a Ethos (część piąta)

Czy Polska potrzebną jest i pożyteczną dla Europy? – zadaje pytanie Feliks Koneczny, przywołując opinię, mówiącą, iż Rozwój historyczny zmierza do tworzenia jak najrozleglejszych tworów politycznych, a więc… wynikałoby z tego, że postęp polega na tym, ażeby jak najwięcej państw i narodów traciło niepodległość? (…) Walka o byt rozstrzyga najlepiej o postępie, bo słabsi giną, a zatem żywi składają się z coraz silniejszych. Dla słabszych nie ma innego celu, jak posłużyć za „guano”. Wolno przecież każdemu ćwiczyć się, żeby być jak najsilniejszym; kto tego zaniedbał, sam sobie winien. Trudno – najwyższym interesem ludzkości jest usuwanie z drogi niedołęgów.

Teorii tej nie można odmówić logiczności; mylność jej polega na tym, że jest jednostronną. Jednostronność pojmuje na „siłę”, bo tylko materialnie, podczas gdy istnieją nadto siły moralne, o których można twierdzić,  że one właśnie są siłami właściwymi, najsilniejszymi. Gdyby się sprawdziło przypuszczenie, że siła polityczna bez moralnej kruchą jest, że sama siła fizyczna trwałych wyników nie daje, jeżeli nie opiera się o moralną, natenczas cała teoria o wartości walki o byt, jako regulatorze najwyższym w historii, byłaby pozbawioną wartości, a sama walka o byt okazałaby się tylko środkiem do celu, jako szczebel niższy, po którym wspinać się trzeba na wyższe. Regulatorem najwyższy byłaby jakaś siła moralna; dążenia do bliższego określenia tej siły stanowiłyby najwyższy cel nauk prawniczo-historycznych.

Wymagać będzie zarazem poprawki pogląd na kwestie ilości państw i narodów. Rozwój historyczny wymaga tworzenia jak najrozleglejszych tworów politycznych w tym znaczeniu, ażeby powstawały jak najrozleglejsze twory, oparte na wspólnej sile moralnej, a więc dobrowolnie się zrzeszające. Twory oparte na przymusie tamują tedy rozwój historyczny, działają wstecznie. Postęp Europy wymaga, ażeby jak największe jej przestrzenie zrzeszały się, ale pod warunkiem, żeby nigdzie nie działał przymus. Zrzeszanie musi być obmyślone w taki sposób, iżby nikt z zrzeszonych nie tracił niepodległości.

Pożytecznymi są dla Europy narody i państwa w miarę tego, o ile mogą się przyczynić do wzmożenia jej sił moralnych, ażeby fizyczne nie szły na marne. Polska zdała już raz egzamin z tego, że umie wytwarzać duże obszary polityczne, zrzeszane dobrą wolą uczestników-spólników, a mianowicie w systemacie unii. Ale skoro dziś nie ma nigdzie owej „drugiej strony”, pragnącej unię zawierać, a zatem byłoby to doktrynerstwem, żeby powoływać się wciąż na unię, jakby na jakiś syngelton polskich sił moralnych. A gdy unii nie ma, więc cóż? Czyż nie ma przez to samo w polskości niczego realnego? Dajmyż więc nareszcie spokój temu ciągłemu obnoszeniu się z unią, jakbyśmy niczego innego nie mieli do pokazania. Niepotrzebnie profanujemy świętości narodowe (t. II, s. 48-49).

Czytaj dalej „Feliks Koneczny, Polskie Logos a Ethos (część piąta)”

Feliks Koneczny, Polskie Logos a Ethos (część czwarta)

W drugim tomie Polskiego Logosu a Ethosu. Roztrząsaniach  o znaczeniu i celu Polski Feliks Koneczny sytuuje sprawę polską na szerszym tle europejskim. Stojąc na swym stanowisku niemożności syntezy odrębnych cywilizacji, historiozof opisuje nieudane próby syntez, w tym dążeń do syntezy Zachodu i Wschodu. To myślenie prowadzi go do sformułowania poglądu na temat przyczyn upadku Polski: O przyczynach upadku Polski mamy obfitą literaturę. Któryż by historyk polski nie zastanawiał się nad tym, któryż by nie złożył jakiegoś przyczynku do tej kwestii? Aleć wszystkie te badania i dociekania znajdowały się widocznie w stadium przygotowawczych studiów, skoro była wciąż mowa o przyczynach upadku Polski, póki by się nie doszło do wykrycia przyczyny. Wyliczenie przyczyn nie jest bowiem niczym innym, jak tylko zakrywaniem nieznajomości przyczyny. Nie będę się rozwodził nad tym, jak wskazywano przyczyny, nie mogące się ostać wobec badań historycznych porównawczych; jak to np. forma rządu była w Szwecji i w Holandii gorsza, niż w Polsce, a przekupstwo większe w Anglii, prywata gorsza w Niemczech, itd.; poprzestanę na stwierdzeniu, że mieszano objawy upadku z przyczynami, biorąc jedne za drugie. Objawów musiało być wiele, boć upadek był, niestety, wszechstronny (od polityki do literatury); ale im więcej objawów, tym bardziej musi tkwić na ich dnie jakaś ogólna przyczyna. Czytaj dalej „Feliks Koneczny, Polskie Logos a Ethos (część czwarta)”

Feliks Koneczny, Polskie Logos a Ethos (część trzecia)

Jeszcze zdania Konecznego o polskiej polityce, twórczości i zdatności politycznej: Dokładnym kryterium łączności spraw społecznych z państwowymi jest stopień samorządu, co można obserwować dokładnie na urządzeniach wszystkich państw europejskich, od rosyjskiego do angielskiego. Znamienne to, że to samo kryterium odnieść można do wolności obywatelskiej. Wolność to samorząd!

 

W tej dziedzinie zachodzi drugie podobieństwo historii polskiej do angielskiej. Obydwa państwa nie znały nigdy biurokracji. Anglii nie sposób sobie wyobrazić z administracją biurokratyczną. Polsce została ona narzucona dopiero przez państwa zaborcze, a wznowione państwo polskie dopóty nie odnajdzie samo siebie, dopóty będzie się błąkało po manowcach, póki nie wytnie ze siebie tego pasożytniczego nowotworu; jeżeli zaś nie zdobędziemy się na powrót do ustroju samorządnego, niepodległość sama będzie ciągle wystawiana na sztych, gdyż Polska biurokratyczna nie zdobędzie się na właściwą ewolucję społeczno-państwową. W razie dłuższego utrzymania państwowości biurokratycznej musiałby nastąpić rozłam pomiędzy państwem a społeczeństwem, skutkiem czego państwo nie mogłoby się nigdy wzmocnić i nie mogłoby w ogóle stawiać sobie żadnego celu poza najprymitywniejszą walką o byt. Zachodzi tu bowiem wypadek uprawiania polityki – w tym razie polityki administracyjnej – wbrew strukturze społecznej, ewolucyjnie wyrobionej. Biurokracja nie należy zgoła do ewolucji polskiej, a nawet jest duchowi narodowemu jaskrawo przeciwna. Zaprowadzono ją u nas przemocą obcego panowania, a pozostawiono po odzyskaniu niepodległości tylko siłą bezwładności, która nareszcie jednak przestanie działać…

 

Ograniczenie polityki do obrębu struktury ewolucyjnej społeczeństwa i państwa ścieśnia kazuistycznie jej zakres, ale za to pogłębia; co ujmie ilościowo niejako, przyda z lichwą jakościowo. Oby się trzymano na całą przyszłość tego ograniczenia, gdyż tylko w nim wyrasta twórczość polityczna. Jest ona wykluczona przy polityce sztucznej, nie liczącej się z warunkami struktury ewolucyjnej w państwie i społeczeństwie. Twórczość jest bowiem emanacją z wnętrza,, z własnego ducha, którego stanowi triumf i objaw zewnętrzny dojrzały; twórczość nie jest jakimś przygodnym nabytkiem z zewnątrz.

 

Dopóki polityka polska trzymała się szranek własnej ewolucji społeczno-państwowej, posiadała siłę twórczą. Oto nie naśladując Zachodu, nie przyjmując ni feudalizmu, ni później legizmu (…) wytworzyliśmy ustrój własny, nie tylko zdolny do życia politycznego, lecz powołujący do nowego życia ościenne społeczności, już politycznie zamierające. Polska polityczna twórczość stawała się lekiem dla sąsiadów; wytrzymywała tedy próbę najcięższą, najtrudniejszą: próbę uniwersalności, iż nie była lokalną tylko zaradnością, ale dorobkiem powszechnej kultury politycznej. Polskie pomysły polityczne nie były dziełem samego tylko Ethosu polskiego, czynnego około utrzymania własnej państwowości, lecz zarazem dziełem polskiego Logosu, trwałym dorobkiem dziejów, podwyższającym poziom owej sztuki wykonywania zamiarów dotyczących ogółu.

 

Przez znaczną większość czasów naszego życia historycznego dawaliśmy sobie radę na europejskiej arenie politycznej własną twórczością polityczną. Państwo nasze wyłoniło się z własnej, rodzimej organizacji społecznej, a swoistość naszego życia publicznego uderza każdego historyka, prawnika, socjologa.

Czytaj dalej „Feliks Koneczny, Polskie Logos a Ethos (część trzecia)”

Feliks Koneczny, Polskie Logos a Ethos (część druga)

Po ogólnych uwagach na temat polityki Koneczny przeszedł do oceny polskiej zdatności politycznej: Historia polska jest obok angielskiej najbardziej ewolucyjną, a cechę tę dochowała do drugiej połowy XVII wieku (mniej więcej do czasu odsieczy wiedeńskiej), po czym ewolucja historyczna wstrzymana została, ustępując pola coraz bardziej bierności politycznej, którą zrzucił z narodu dopiero Sejm Wielki (…).

 

Polityka jako sztuka wykonywania zamiarów dotyczących ogółu widoczna jest już w celowym postępowaniu Mieszka I. Od czasu sporu ś-go Stanisława z Bolesławem Śmiałym społeczeństwo poczyna zgłaszać się do współpracownictwa politycznego, a już od połowy XIII w. zaczyna się w Polsce okres państwa wytworzonego przez społeczeństwo. Odtąd państwo zawsze na społeczeństwie się opierało, a jedyna próba narzucenia społeczeństwu ustroju państwowego nie wysnutego z ustroju społecznego (próba Jana Kazimierza po chyleniu „potopu”) spełzła na niczym.

 

Polityka polska była stale społeczno-państwową. Sprawa państwa związana była licznymi węzły z posiadaniem ziemi, bo w ustroju polskim łączyły się pług i miecz w jednym ręku (przez nadanie na „prawie żołnierskim”, a potem przez przymusowa służbę wojenną wszelkiego rodzaju właścicieli ziemskich w ustawodawstwie Kazimierza W.). Wszystkie kierunki polskiego życia zbiorowego były zawsze równocześnie społecznymi i państwowymi: dobre i złe, dodatnie prądy i ujemne, mieściły w sobie stale to i tamto. Po rozbiorach próby odzyskania niepodległości polegały na pewnych dążeniach społecznych zarazem.

Czytaj dalej „Feliks Koneczny, Polskie Logos a Ethos (część druga)”

Feliks Koneczny, Polskie Logos a Ethos (część pierwsza)

Kolejna ważna lektura o państwowości polskiej i cywilizacji (cywilizacjach) – dzieło Feliksa Konecznego Polskie Logos a Ethos. Roztrząsanie o znaczeniu i celu Polski wydanego przez Księgarnię św. Wojciecha w 1921 r. Koneczny, jeden z najwybitniejszych polskich historiozofów, twórca oryginalnej koncepcji cywilizacji, zdefiniował terminy: cywilizacja, kultura i naród. Cywilizację określił jako metodę ustroju życia zbiorowego (s. 7), twierdząc, że nie istnieje i istnieć nie może jedna cywilizacja ogólnoludzka, powszechna (współcześnie wyróżnił siedem cywilizacji: arabską, bizantyńską, bramińską, chińską, łacińską, turańską i żydowską). Kulturę rozumiał jako odmianę cywilizacji: W metodach [ustroju życia zbiorowego] odróżniać należy różnice zasadnicze i drugorzędne odmiany, toteż w danej cywilizacji mieścić się może szereg odmian cywilizacyjnych, które zwiemy kulturami. Tak np. w obrębie cywilizacji chrześcijańsko-klasycznej (łacińskiej) mówimy o kulturze polskiej, która stanowi wprawdzie jedność cywilizacyjną z kulturą francuską, angielską itp., a jednak posiada swe odrębności i to wybitne (s. 7-8).

 

Pełnia cywilizacji polega – zdaniem historiozofa – na tym, żeby posiadać takie ustroje życia prywatnego i publicznego, społecznego i państwowego, tudzież taki system moralno-intelektualny, iż wszelkie dziedziny życia, tak uczuć, jako też myśli i czynów, tworzą zestroje o jednolitym umiarze, konsekwentne w zespole swych idei. Nie wszędzie atoli panuje pełnia cywilizacji. Są cywilizacje bardziej i mniej wielostronne, jednolite i mieszane, oryginalne i naśladowcze, w całości naśladowcze lub częściowo; są twórcze kultury i bierne, płonące światłem własnym i pożyczanym; są cywilizacje pełne i niepełne; są kultury i półkultury (s. 8).  

 

W poszczególnych cywilizacjach różny jest stosunek jednostki do społeczeństwa, władzy i Boga. Cywilizacje różnią się między sobą w trójprawie (trzech dziedzinach prawa, które istnieją we wszystkich społecznościach ludzkich): prawie majątkowym, rodzinnym i spadkowym, a także w pojmowaniu abstraktów, należących do tzw. Quincunxu, czyli pięciomianu bytu: dobra i prawdy – w sferze duchowej (wewnętrznej), zdrowia i dobrobytu – w sferze cielesnej (zewnętrznej) i piękna (łączącego kwestie ducha i ciała). Najwięcej różnic między cywilizacjami leży w sferze etyki – rozumienia siedmiu generaliów, czyli pojęć występujących we wszystkich znanych etykach: obowiązku, bezinteresowności, odpowiedzialności, sprawiedliwości, sumienia oraz stosunku do czasu i pracy. Wreszcie cywilizacje różnią się pojmowaniem celu ustroju społecznego: dobrem osoby lub grupy (personalizm lub gromadność) oraz wizją budowania jedności społeczeństwa (jedność w rozmaitości lub jednostajność):  Zasadnicze cechy cywilizacji wynikają z tego, czy opiera się ona na religii lokalnej (względnie wyłącznie szczepowej), czy też na uniwersalnej; czy mieści w sobie pojęcie narodowości, czy też obchodzi się bez niego; czy posiada odrębne prawo publiczne, czy też państwowość opiera się na rozszerzonym prawie prywatnym; wreszcie: czy organizacja społeczna może być samodzielną, czy też spływa w jeden z system z organizacją państwową.

 

            Do najważniejszych zaś cech znamiennych rozmaitych cywilizacji należą: pojęcie świętości, własności, zwłaszcza ziemskiej, i małżeństwa, w czym w związku prawo familijne i spadkowe, wreszcie dwie ogólne kategorie myślenia: jak zapatrują się gdzieś na jedność a jednostajność, na rozmaitość a rozbieżność, o ile mieszają jedno z drugim, identyfikują lub też odróżniają ściśle jedno od drugiego (…) (s. 8-9).

 

Koneczny uważał, że między cywilizacjami nie może być syntez, bowiem nie do pogodzenia są sprzeczności między różnymi etykami. Próby dokonania syntez kończą się bądź zdominowaniem jednej cywilizacji przez drugą (najczęściej dominująca jest ta, która nakłada mniejsze obowiązki moralne), bądź powstaniem acywilizacyjnej mieszanki niezdolnej do rozwoju, a często i przetrwania (na marginesie wtrącę, że w tym sądzie historiozofa zapewne tkwi klucz do zrozumienia słabości dzisiejszej Polski).

Czytaj dalej „Feliks Koneczny, Polskie Logos a Ethos (część pierwsza)”

Walerian Baranowski Wielka tajemnica psychiki narodu polskiego

Zachętą do lektury książki Wielka tajemnica psychiki narodu polskiego ks. Waleriana Baranowskiego, wydanej w Poznaniu w 1936 roku, powinien być już następujący cytat: Gdyby ustrój państwowy polski był zabezpieczył hegemonię dzielnic zachodnich, to możemy śmiało zaryzykować pogląd, że Polską nie rządziłoby szczęście i przypadek, ale rozum i silna ręka.

 

Punktem wyjścia rozważań ks. Baranowskiego w Wielkiej tajemnicy psychiki narodu polskiego są obawy o stan Rzeczpospolitej i poszukiwanie przyczyn niepokojącego rozwoju stosunków w kraju w konkretnej rzeczywistości psychiki narodowej: Społeczeństwo polskie w pierwszych latach odzyskanej niepodległości było całkowicie pochłonięte ustalaniem granic państwa, organizowaniem wojska, administracji i w ogóle całej maszyny państwowej. Opinia ogółu była głęboko przeświadczona, że z chwilą odzyskania dostępu do morza, wywalczenia niezbędnych dla narodu granic, odzyskania Górnego Śląska, uchwalenia Konstytucji życie polskie potoczy się po równej, gładkiej drodze. Wszystkie powyższe zagadnienia zostały rozwiązane zgodnie z najżywotniejszymi interesami narodu. (…) Dalszy jednak rozwój stosunków i wypadków w kraju coraz jaskrawiej i drastyczniej wskazywał, że same elementy statyczne w budowie państwa są niewystarczające. Straszliwe upiory słabości rządu, warcholstwa, prywaty, dowody nieporadności zbiorowej, które spowodowały katastrofę upadku politycznego Polski, ukazując się coraz częściej na powierzchni życia powojennego kazały świadomości i sumieniu narodowemu wiązać je z dynamiką i właściwościami naszej psychiki zbiorowej. Budzi się więc w samopoczuciu społecznym niepokój i trwoga, które zmuszają do gorączkowego poszukiwania istotnych przyczyn tego smutnego, zatrważającego stanu rzeczy (s. 4-5).

 

W poszukiwaniu biopsychicznej prawdy historycznej Polski ks. Baranowski w erudycyjny sposób omawia różne pojęcia, teorie i sądy poprzedników dotyczące psychiki narodowej oraz kreśli linie rozwoju samokrytycyzmu narodowego w Polsce (niestety nie ma tu miejsca na omówienie tych wielce interesujących, acz skomplikowanych zagadnień), dochodząc do wniosku, iż żadne teorie papierowe: psychologiczne i socjologiczne, ani subtelne wywody historiozoficzne, ani mistyka rasowa nie rozwiązują naprawdę psychicznej rzeczywistości (s. 179).

 

Zafascynowany „księgą” żywej psychiki narodu, będąc świadkiem najważniejszych wydarzeń historycznych naszego państwa od chwili jego iście cudownego powstania w 1918 r., wyraża opinię, iż znajomość prawdy psychicznej Polski można było czerpać w całej pełni nie z przesłanek abstrakcyjnych spekulacji, lecz żywego nurtu falującej nieustannie dynamiki duchowej całego społeczeństwa. Była to prawdziwa i niewyczerpana kopalnia faktów psychicznych, koniecznych do budowy prawdziwej syntezy o istocie i właściwościach biopsychicznych swego narodu. W ten sposób ustala własną drogę i metodę badania żywej psychiki jednostki i społeczeństwa: wybrałem następującą zasadę, która była dla mnie probierzem i kryterium w tych długich i żmudnych dociekaniach. A mianowicie: co właściwie ułatwia lub utrudnia danej jednostce nie tylko jej indywidualny rozwój, ale też i właściwe przystosowanie się do danego otoczenia lub danej sytuacji oraz konieczną twórczość duchową i organizacyjną?

 

Dlaczego? Oto samo życie narzucało tę metodę badań. Jakże często spotykamy ludzi o niepospolitej inteligencji, wiedzy, dużym doświadczeniu życiowym, energicznych, szlachetnych i uczciwych, a jednak z chwilą powierzenia im jakiegoś stanowiska lub warsztatu pracy, wykazują oni niezrozumiałą nieudolność, a nawet często niedołęstwo w wykonywaniu powierzonych sobie czynności. Nie chodzi tu już o tzw. polityków, ale fachowców w jakiejkolwiek dziedzinie życia.

 

Oto kierownik zakładu naukowego posiada najlepsze dyplomy zawodowe; sama uczelnia niżej krytyki, inżynier-agronom pisuje świetne artykuły fachowe do prasy; własna gospodarka na folwarku – pożal się Boże! Niepospolity ekonomista znakomicie uzasadnia nielogiczność państwowej polityki gospodarczej. Kiedy zaś poruczone mu zostaje kierownictwo nawą państwową, nie odnosi wawrzyńców w dziedzinie polityki organizacyjno-ekonomicznej.

 

I tak na każdym kroku zachodzi podobna dysproporcja psychologiczna. Jasnym jest, że przyczyna tego zjawiska nie ma nic wspólnego ani z moralnością, ani z kulturą. Ma ona podłoże wybitnie subiektywno-psychologiczne, które jest organicznie związane z biopsychiczną typowością danej jednostki.

 

W tych wypadkach powyższa zasada metodyczna okazała się jedynie słuszną i właściwą. Ustrzegła ona od błędów psychologicznych i socjologicznych XIX wieku oraz od złudzeń mistyki rasowej, jak i pomyłek antropologicznych (s. 178-180).

 

Jaki jest rezultat dociekań i obserwacji twórcy Wielkiej tajemnicy psychiki narodu polskiego? Oddajmy głos samemu autorowi: Otóż, jeżeli chodzi o ogólną konkluzję syntetyczną mych badań co do warunków psychicznych w Polsce, to pokrywa się ona w wielu razach z poglądami polskich antropologów. Trzeba raz wreszcie powiedzieć, że nie może być najmniejszej mowy o jednym typie biopsychicznym dla całego narodu. O ile typowość kulturalno-historyczna jest faktem socjologicznie organicznie skrystalizowanym, o tyle typowość biopsychiczna jego stanowi prawdziwą mozaikę duchową.

 

Psychofizyczna struktura polskiego społeczeństwa jest wysoce skomplikowaną i zróżnicowaną. Tkwią w niej wielkie skarby biologiczne, do dziś dnia jeszcze niewyzyskane, które znajdują się w stanie potencjonalnym.

 

Moja metoda badań zjawisk psychicznych zredukowała całą tę antropologiczną mozaikę do trzech zasadniczych form typowości biopsychicznej (…) Jakże tedy zarysowuje się wrodzona typowość biopsychiczna Polski? Według mego schematu cech typowych wypada ona w sposób następujący:

 

Typ I, refleksyjno-emocjonalny.

Inteligencja: samorzutna, obiektywna, praktyczna, analityczna.

Uzdolnienia: wiedza ścisła, filozoficzna, techniczna, ekonomiczna, społeczna, zdolności organizacyjne.

            Temperament: powolny, głęboki i mniej wrażliwy na podniety zmysłowe.

            Instynkty społeczne: silne, o podłożu refleksyjnym.

Dynamika woli, uczucia i intelektu: powolna, silna i głęboka, wytrwała w zainteresowaniach i upodobaniach oraz w dążeniu do celu; wrażliwa na bodźce kulturalne i wychowawcze.

Podmiot jest wybitnie uwrażliwiony na motywy refleksyjne.

 

Typ II, emocjonalno-refleksyjny.

Inteligencja: bierna, subiektywna, syntetyczna, teoretyczna.

Uzdolnienia: literackie, artystyczne, humanistyczne, oratorskie.

            Temperament: pobudliwy i wrażliwy, zmysłowy.

            Instynkty społeczne: słabe, o podłożu emocjonalnym.

Dynamika intelektu, uczucia i woli: wybuchowa, ale nie trwała, zmienna w upodobaniach i zainteresowaniach, chwiejna i niezdecydowana w dążeniu do nakreślonego celu; słabsza wrażliwość na podniety kulturalne. Wymaga przymusu zewnętrznego.

Podmiot typu drugiego jest wybitnie uwrażliwiony na bodźce emocjonalne.

 

Typ III, harmonijny.

Tworzy on mniej lub więcej harmonijną syntezę pierwiastków refleksyjnych i emocjonalnych. Jeżeli chodzi o poszczególne cechy typowe, to mogą przeważać te lub inne, nie naruszając powyższej harmonii psychicznej.

 

Musimy pamiętać również, że typowość uzdolnień i inteligencji nie jest automatycznie uzależniona od typowości emocjonalnej. Bogate uczucie może się łączyć z geniuszem ścisłej wiedzy, jak również niepospolita refleksja z genialnym talentem artystycznym. Rozmaitość i różnorodność form dynamiki duchowej idzie w nieskończoność, ale się nie wyłamuje z pod powszechnego prawa typowości. Tak się przedstawia żywa psychika polskiego społeczeństwa, jeżeli chodzi o jego typowe formy przystosowania się i twórczości duchowej (s. 180-182).

Czytaj dalej „Walerian Baranowski Wielka tajemnica psychiki narodu polskiego”

Józef Olszewski, Biurokracja (część trzecia)

Olszewski w Biurokracji udowadnia w dziesiątkach przykładów, że państwo jako gospodarz kompletnie się nie sprawdza. Przywołuje także m.in. zdanie H. Spencera, twierdzącego, że machina rządowa jest tam, gdzie idzie o interes gospodarczy ludności, powolna, głupia, rozrzutna i przedajna (s. 252). W podobny sposób pisze o wpływie biurokracji na budżet państwowy: Budżet państwowy, to organizm, na którym rak biurokracji pasożytuje, z każdym dniem coraz więcej, niszcząc wszelką żywotność gospodarczą i zdrowie finansowe na długi szereg lat ze szkodą racjonalnego rozwoju i postępu gospodarczego (s. 279), zaznaczając przy okazji, że finanse żadnego państwa nie dadzą się do nieskończoności rozciągać (s. 281). Najciekawsze i najmocniejsze słowa padają jednak w podrozdziale omawiającym biurokrację fiskalną.

 

Olszewski zadaje fundamentalne pytanie: czy świadczenia, jakich doznają obywatele i ich związki od państwa w formie opieki i podpory prawnej ich usiłowań gospodarczych stoją w należytej proporcji do wysokości świadczeń, jakich nawzajem domaga się państwo od swoich obywateli, tudzież, czy sposób i forma domagania się i wymuszania w danym razie tych świadczeń, odpowiada celowi i powadze idei państwa, jako niezbędnej instytucji społecznej.

 

            Nikt nie zaprzeczy, że państwo ma prawo żądać od swoich obywateli fizycznych i moralnych ofiar tylko dlatego i tylko o tyle, o ile za świadczenia te udziela ze swej strony wzajemnych świadczeń i korzyści. Tylko w tym, a nie innym celu nastąpiło dobrowolne połączenie się jednostek w związek państwowy i tylko w tym celu zdecydowały się one na utratę swobody czynu, słowa, a nawet i myśli, aby w zamian za to, co państwu dawać muszą ze swych przyrodzonych praw, otrzymać równoważne korzyści.

 

            Ani materialnej równowagi nie widać niestety między tym, co obywatel dzisiejszych państw składa na ołtarzu idei państwowej, a tym co w zamian mu się daje, ani forma, w jakiej ta wymiana ofiar jednostki na dobrodziejstwa erarialne następuje, nie znajduje nigdzie uznania (…).

 

            Gdybyż przynajmniej w tym szukaniu środków do urzeczywistniania zadań państwowych po kieszeniach obywateli panowała zasada przezorności gospodarczej, która nakazuje obchodzić się oględnie i oszczędnie z siłami materialnymi źródła, z którego się czerpie soki żywotne dla utrzymania swego własnego organizmu, nie byłoby tak powszechnych narzekań na ucisk fiskalny, jakie dają się słyszeć we wszystkich niemal krajach. Takiej przezorności nie muszą uznawać dzisiejsze administracje skarbów państwowych, skoro pojęcie fiskalizmu nie tylko przestaje utrwalać się w teoretycznym i praktycznym traktowaniu spraw społecznych, ale owszem zyskuje z każdym dniem coraz szersze prawo obywatelstwa z tytułu swego wydatnego oddziaływania na byt i rozwój narodów.

 

            Błędy, jakie popełnia państwo w dziedzinie rozkładania ciężarów materialnych swojego bytu i swoich zadań na obywateli i przy pobieraniu środków tych z kieszeni swoich poddanych, to znów nic innego, jak skutek mylnego pojmowania celów państwa, fałszywego zrozumienia środków do osiągnięcia tych celów wiodących, błędnego urządzenia maszyny administrującej gospodarstwem skarbowym, jednym słowem to biurokracja skarbowości, która rodzi pokrewną sobie chorobę: „fiskalizm”.

 

            Nikt nie może zaprzeczyć, że państwo potrzebuje nieodzownie do swojej egzystencji środków materialnych w formie podatków, opłat skarbowych, monopolów itp. to jasne jak słońce. Spadają na nie z każdym dniem coraz trudniejsze zadania, które dają się spełnić tylko przy użyciu wydatnych środków materialnych. Administracja wszystkich gałęzi wymaga szeregu urzędników, to samo wymiar prawa, obrona granic: niedoskonałość ludzkich urządzeń wymaga opieki, pomocy, ochrony, która znów bez nakładów nie może być pomyślną. Państwo musi wspierać oświatę, sztuki piękne, urządzenia etyki społecznej, usiłowania gospodarcze, wszystko to wymaga pieniędzy, pieniędzy i jeszcze raz pieniędzy.

 

            Ludność opodatkowana spogląda tymczasem na gospodarstwo państwa uważnie i choć większa jej część, nawet w krajach konstytucyjnie rządzonych, bezbronną jest wobec pretensji skarbu do jej kieszeni, to jednak trudno przypuścić, aby nie czuła i nie umiała odróżnić dokładnie, które z wydatków czynionych przez rząd państwa przynieść mogą realną korzyść jego obywatelom, a które są tylko smutną konsekwencją fałszywie pojmowanej potęgi i powagi rządów, lub które są prostym następstwem błędów w organizacji urządzeń państwowych.

 

            Te same warunki zachodzą tak co do osobistych świadczeń obywateli na rzecz państwa w formie ograniczenia wolności obywatelskiej, lub w formie osobistych usług, jak i przy dostarczaniu materialnych ofiar. Mówi się zazwyczaj, że trudności na jakie napotykają administracje skarbów państwowych przy pociąganiu ludności do ofiar na rzecz państwa są całkiem naturalnym objawem, bo w naturze człowieka leży dążność do uchylania się ile możności od wszelkich ofiar, szczególniej jeżeli one nie dają bezpośredniej, zaraz widocznej korzyści. Jest to zupełnie słuszne zapatrywanie i nie można nic przeciw tej argumentacji zarzucić, lecz właśnie to zastrzeżenie odczuwania bezpośrednich korzyści mieści w sobie wytłumaczenie oporu, na jaki napotyka państwo przy ściąganiu ofiar podatkowych. Dlaczego człowiek nie waha się rzucać kosztownego nasienia zboża w rolę, choć wie, że na razie będzie ono dla niego stracone i choć nieraz warunki gospodarcze grożą mu ciężkim przednówkiem, bo wie, że chwilowa ofiara i wyrzeczenie się tymczasowych potrzeb przyniesie mu w przyszłości obfity plon, w którym mieścić się będzie wartość zrobionego wkładu i odpowiedni naddatek. Otóż tych samych rezultatów oczekuje obywatel od gospodarstwa skarbu państwowego, w którego rolę rzucać musi nieraz cały zasób środków swojej egzystencji, zraszając ją krwawym potem swojej ciężkiej pracy. Skoro jednak widzi, że znaczna część jego ofiar, nie tylko nie przynosi oczekiwanej korzyści, lecz służy na utrzymywanie urządzeń, których organizacja i sposób funkcjonowania wstrzymuje naturalny bieg interesów społecznych, wywołuje niepotrzebne starcia i opóźnia samodzielny rozwój dobrobytu, wówczas niech mu się nikt nie dziwi, że obowiązki materialne wobec państwa traktuje jako wojenny haracz, broniąc się od uiszczenia go wszelkimi moralnymi, a nawet niemoralnymi środkami.

 

            Stąd łatwo wyprowadzić się daje powołanie państwa do ścisłego przestrzegania, aby sumę nieproduktywnych wydatków doprowadzić do jak najmniejszego rozmiaru i do utrzymania ciężarów podatkowych w tych granicach, w których ludność widzieć będzie zupełne ich uzasadnienie i nie znajdzie wymówki do ich uiszczania. Da się to uskutecznić tylko przez usunięcie systemu biurokratycznego, który pożera miliony, dając w zamian ludności kosztowną, skrzypiącą maszynę, wymagającą ciągłych uzupełnień, ciągłych poprawek, krępująca stosunki prywatne i publiczne w sposób zupełnie sprzeczny z zadaniami państwa i jego szczytnej idei (…).

 

              Jeżeli (…) obywatel państwa spostrzega, że fałszywa praktyka gospodarstwa państwowego niszczy podstawę jego zarobkowego warsztatu, że państwo nie zadowala się pewną częścią nadwyżki dochodów swoich poddanych, lecz trzyma się zasady: „wszystko, co kto zarobi w moim związku należy bezpowrotnie do mnie…” – lub jeżeli biorąc lwią część owoców pracy obywatela, zostawia mu tylko małą cząstkę w formie żebraczej jałmużny, to postępowania takiego nie można nazwać inaczej, jak niemoralnym i nierozumnym wypaczeniem wytycznych zadań społecznych państwa, które pod obłudną pokrywką dobroczynnej opieki, dopuszcza się wstrętnego wyzysku i formalnego rabunku na kieszeniach swoich własnych poddanych.

 

Czytaj dalej „Józef Olszewski, Biurokracja (część trzecia)”

Józef Olszewski, Biurokracja (część druga)

Olszewski przedstawia szczegółową analizę państwa biurokratycznego i biurokracji: Zadanie państwa, pojętego według nowszych zapatrywań, ograniczać się powinno na uregulowanie stosunków między jednostkami i pomiędzy związkami społecznymi, które powstały przez poczucie tych składników do szerszych obowiązków, aniżeli zasklepienie się w sferze samolubnych prywatnych interesów, czyli pomiędzy związkami zawodowymi. Dalej obowiązkiem państwa powinno być uregulowanie celów prawnych całości, jako takiej, a wreszcie unormowanie stosunku do obcych państw.

 

            Jeżeli jednak rząd stoi poza społeczeństwem, poza interesami ludności, a nawet często i przeciw nim, jeżeli ci, co ten rząd i państwo reprezentują, walczą o szablonową formę każdej drobnostki w urządzeniu życia publicznego, jeżeli wszędzie, czy potrzeba czy nie, starają się uwidocznić i dać uczuć swój wpływ i swoją władzę, to państwo tak rządzone musi stać się antytezą instytucji i powołania wyżej wspomnianego.

 

            Przeciw tak zorganizowanemu państwu podnosić się muszą powszechne zarzuty, które sprowadzone następnie do wspólnego mianownika dają w rezultacie definicję państwa biurokratycznego.

 

Zarzuty, jakie podnoszą się przeciw działalności spaczonego przez biurokrację związku państwowego polegają na dwojakiem ocenianiu rzeczy.

 

Albo zdarza się, że państwo zaniedbuje w sposób uporczywy wydanie i stworzenie urządzeń, których domaga się od niego rozwój konstytucyjny lub administracyjny, albo nowe uksztaltowanie się stosunków społecznych i obywatelskich, lub też – i to jest częstszy wypadek – zdarza się, że państwo wykracza poza granice rozumnej i pożytecznej działalności, uważając całe życie publiczne za swoją wyłączną własność i dziedzinę i siebie tylko za czynnik uprawniony do inicjatywy i do pracy na tym polu, i w ten sposób samo chce spełniać zadania, które nie należą do powołania państwa, lecz z natury rzeczy pozostawione być winne inicjatywie prywatnej jednostek i związków społecznych.

 

Prócz tych dwóch, wprost przeciwnych sobie rodzajów fałszywego zakreślenia sobie przez państwo granicy działalności, z których jeden grzeszy zbytnią skromnością i bojaźliwością, a drugi przesadną zarozumiałością w swoje siły, błądzi najbardziej państwo biurokratyczne przez oddanie nieograniczonego kierownictwa rozbujałym do nieznanych dawniej granic życiem publicznym w ręce urzędników, którzy z rządzenia robią sobie zawód i tylko do tego zawodu specjalnie bywają kształceni, a konserwując w organizmie skomplikowanym, od reszty świata murem chińskim odgrodzonym, ducha odrębności i kastowości, stają się rządem w rządzie, państwem w państwie.

 

Żeby choć przywilej rządzenia w ten sposób dostawał się przynajmniej z reguły w ręce ludzi o wybitnych talentach, swobodnych zapatrywaniach i wysokich, szczytnych dążeniach, rezultat nie byłby tak ujemny – tymczasem wobec zapotrzebowania do szeregów armii urzędniczej idącego w setki tysięcy zdarzać się muszą i zdarzają się w tej licznej armii ludzie mierni, prawdziwi wyrobnicy w rzemiośle rządzenia. Tacy rzemieślnicy urzędowi trzymają się suchej czczej formy, nie badając treści urządzeń państwowych i ich właściwego celu, raz dlatego, że nie rozumieją ich ducha, po wtóre, bo to dogadza i odpowiada ich umysłowej ospałości i etycznej obojętności, a nadto uwalnia ich od związanej z każdym samodzielniejszym działaniem odpowiedzialności.

 

Biurokracja nie zna co to jest wola ludności, choćby najpowszechniej wyrażona, której przecież zawsze jakaś rzeczywista potrzeba musi służyć za podstawę, a której zaniedbania i ryczałtowe odrzucanie przynieść musi szkodę interesom państwa bezpośrednio lub pośrednio. Zamiast uznać opinię rządzonej ludności i jej prawnie objawioną wolę za podstawę i punkt wyjścia do nowego ukształtowania stosunków, lub do porzucenia dotychczasowych nawyczek, biurokracja prędzej uważać ją będzie jako skierowany przeciw sobie wyrzut i jako wpływ ducha opozycji.

 

Biurokracja zatem nie jest niczym innym, jak twierdzi w swej definicji Mohl, jak „fałszywym pojmowaniem powołania instytucji i idei państwa, spełnianego przez olbrzymią armię urzędników, złożoną po największej części z miernej wartości elementów, poprzestającą na formalistycznej manipulacji, dotkniętą różnorodnymi przywarami i traktującą zawód swój jako rzemiosło” („Politik”).

Czytaj dalej „Józef Olszewski, Biurokracja (część druga)”

Józef Olszewski, Biurokracja (część pierwsza)

Praca Józefa Olszewskiego (działacza społecznego i gospodarczego, publicysty, żyjącego w latach 1867-1922), zatytułowana po prostu Biurokracja,  (wydana w 1903 roku nakładem Księgarni Polskiej B. Połonieckiego we Lwowie oraz E. Wendego i Sp. w Warszawie) rozpoczyna się typowym „polskim” stwierdzeniem: Stoimy przed zaostrzającym się z dnia na dzień problemem reform społecznych. Niezadowolenie z istniejącego porządku rzeczy postępuje z każdym dniem ku coraz wyższym dziedzinom urządzeń życia społecznego, ogarniając już nawet stosunki, uważane do niedawna za wzorowe, a przynajmniej za godne obrony. (…) Nadzieję spokojnego, drogą łagodnej ewolucji przychodzącego rozwiązania zagadnień życia ludzkości odbiera doświadczenie codzienne, świadczące, że za wiele kierunków obiera myśl ludzka, szukająca środków usunięcia złego, a za mało wypadków, w których by powołani do narady lekarze chorób społecznych zgodzili się na jedną diagnozę i na jeden system leczenia. Roi się formalnie w nauce – polityce, prasie i na innych polach dyskusji teoretycznej i praktycznej od znakomitych powag, a więcej jeszcze od znachorów patologii socjalnej, każdy dzień przynosi nowe pomysły uzdrowienia ludzkości, a tymczasem choroby komplikują się z każdym dniem bez nadziei trwałego polepszenia (s. 3-4).

 

Recepty dla cierpiącego społeczeństwa pisać mogą wszyscy i korzystają też na szeroką skalę z tej wolności, lecz środki stosować mogą i powinny – zauważa autor książki – czynniki, mające siłę i zdolność wprowadzania  ich w życie. Do tych czynników należą w pierwszej linii reprezentacje własnej woli społeczeństw,  a więc ów wielogłosowy myśliciel, powołany do uszczęśliwiania narodów, tj. parlament; na drugim miejscu państwo, najstarszy z tradycji i powołania związek społeczny dla obrony interesów jednostki, poza tymi powagą autorytetu owianymi czynnikami winna być lekarzem społecznym nauka, oparta na historii i znajomości życia, a wreszcie prasa i samoistne związki socjalne i polityczne.

 

            Jak jednak żądać spełnienia roli lekarza od wymienionych wyżej czynników – pyta Olszewski – kiedy niektóre same złożone ciężką chorobą wołają o pomoc w rosnącym z dnia na dzień osłabieniu i apatii (s. 4).

Czytaj dalej „Józef Olszewski, Biurokracja (część pierwsza)”

Adolf Kliszewicz, Współczesny kryzys państwowości

Mottem książki Współczesny kryzys państwowości Adolfa Kliszewicza, wydanej nakładem „Przeglądu Powszechnego” przez Wydawnictwo Księży Jezuitów w 1929 r., jest znamienny cytat z Włodzimierza Sołowjowa: Państwa, jako całość zbiorowa, giną tylko z powodu grzechów zbiorowych i mogą być ratowane tylko przez naprawę ustroju społecznego, czyli przez zbliżenie go do wymogów porządku moralnego. Celem pracy tego niemal kompletnie dzisiaj zapomnianego autora jest wykazanie, skonkretyzowanie i wyświetlenie związku kryzysu państwa współczesnego z moralnym rozkładem społeczeństw europejskich, czyli zasadniczym odstępstwem ich od objawionego ludziom porządku moralnego (s. 8).

 
Kliszewicz twierdzi, iż kryzys współczesnego państwa (pisze po I wojnie światowej) nie jest wywołany chwilowymi, przejściowymi czynnikami, ale pozostaje w związku z głębszymi przyczynami i defektami całego życia i całej cywilizacji europejskiej – charakterystykę jej życia wewnętrznego stanowi nieuczciwość i brak wszelkich zasad w polityce, dziki egoizm i skąpstwo klas posiadających, powszechna żądza używania, rozwiązłość i rozluźnienie obyczajów, jednym słowem brutalny egoizm i chęć używania bez oglądania się na względy etyczne dominują w życiu cywilizowanej ludzkości współczesnej (s. 7-8). To, co widzimy obecnie (…) posiada – podkreśla we wstępie do książki – wszelkie cechy jakiegoś głębszego przełomu, cechy kryzysu cywilizacji współczesnej w ogóle, wywołanego trwającymi już od dłuższego czasu podkopami pod same jej podstawy, to znaczy pod chrześcijaństwo. Obecnie jesteśmy bezsprzecznie świadkami stopniowego załamywania się do niedawna jeszcze tak świetnej cywilizacji rasy białej (…) Europa zaczyna schodzić stopniowo na drugi plan historii, zaczyna zatracać swe dawne cechy metropolii świata, stawać się już natomiast tylko zaściankiem, tylko jedną z jego prowincji. Następuje zmierzch Europy, a na tym ponurym tle, jako jeden z głównych przejawów ogólnego kryzysu naszej cywilizacji wstaje groźne widmo rozstroju i rozkładu państwa, które na próżno już sili się godzić autorytet z wolnością na podstawie poszanowania praw osobowości ludzkiej, a staje przed widmem anarchii albo tyranii w tej lub innej formie (tamże).

 

Czytaj dalej „Adolf Kliszewicz, Współczesny kryzys państwowości”

Wincenty Lutosławski, Tajemnica powszechnego dobrobytu

Mam przed sobą niewielką, acz treściwą, książeczkę polskiego filozofa-mesjanisty Wincentego Lutosławskiego, który ogarniał w swoich pracach bez mała całokształt narodowego życia, zatytułowaną Tajemnica powszechnego dobrobytu. Zarys polskiej teorii gospodarstwa narodowego. Rzecz wydana pierwotnie nakładem Wydawnictwa „Halszka” w Szamotułach i Księgarni Mikołaja Skiby w tejże miejscowości w 1926 r., wydrukowana zaś w zasłużonej dla regionu Drukarni Nakładowej J. Kawalera w Szamotułach. Ciekawa jest historia wydawnicza tejże książeczki. Lokalny nakładca-księgarz stał się niewypłacalny i cały nakład książki, zanim został wpuszczony w obieg księgarski, został przejęty przez ówczesnego dzierżawcę Szamotuł, który zapłacił wcześniej za druk dzieła. Książki przeleżały przez dziesięć lat na zamku w Szamotułach, bowiem autor nie mógł wykupić nakładu. Lutosławskiemu udostępniono jedynie kilkaset egzemplarzy, które były sprzedawane na wykładach publicznych filozofa organizowanych przez Macierz Polską w różnych miastach Polski. Dopiero, gdy z kolei dzierżawca Szamotuł znalazł się w kłopotach finansowych, książki zostały przejęte przez Bank Ludowy w Szamotułach i sprzedane autorowi w cenie makulatury. Ten puścił pozostałe egzemplarze w obieg w 1936 r. pod zmienionym tytułem Jak rośnie dobrobyt? (podtytuł pozostał) i wydawnictwem S. A. Krzyżanowskiego w Krakowie.

 

Losy wydawnicze książki nie zdezaktualizowały myśli w niej zawartych, ponieważ pozostają one w dużej mierze ważne do dziś. Lutosławski twierdził, iż Powszechny dobrobyt, wyłączający zupełnie nędzę materialną i moralną, usuwający bezrobocia i walki społeczne, pozwalający na skupienie wszystkich sił narodu na celach istotnych – jest nie tylko możliwy, ale nawet łatwy do osiągnięcia w ciągu kilku pokoleń, jeśli większość mieszkańców jakiegokolwiek kraju powszechnie zrozumie pewne niewątpliwe prawdy, obecnie z bezczelną śmiałością tłumione przez współczesnych demagogów, liberałów, radykałów, socjalistów i bolszewików – i jeśli ci, co te prawdy społeczne i moralne, będące zarazem przykazaniami Bożymi, zrozumieją, zechcą je do życia osobistego i narodowego stopniowo wprowadzać.

 

Główne warunki powszechnego dobrobytu są następujące:
1. Dobry, trwały rząd.
2. Potęga państwa, zabezpieczająca trwały pokój.
3. Sprawność sądownictwa i policji (bezpieczeństwo życia i mienia, powszechne uznanie prawa własności).
4. Zupełnie stała waluta.
5. Wysoki poziom szkół i wychowania publicznego.
6. Bezwzględna wolność pracy i twórczości.
7. Doskonała organizacja społeczna (str. 103-104).

 

Czytaj dalej „Wincenty Lutosławski, Tajemnica powszechnego dobrobytu”

E. Muller, Błędy gospodarki polskiej

Jeszcze jeden kwiatek z przedwojennej literatury ekonomicznej dotyczącej Polski. Nie tak dawno wpadła mi w ręce książka zatytułowana „Błędy gospodarki polskiej”. Tytuł intrygujący, ale cała reszta to prawdziwe kuriozum. Publikacja została wydana pod fałszywym nazwiskiem dra E. Mullera. Książkę przetłumaczył niby M. Iwanowski, który poprzedził ją przedmową, pisząc: Przypadkowo udało mi się zrobić odkrycie: spotkałem obcokrajowca, który, świetnie znając stosunki polskie, skreślił książkę o polskiej gospodarce i szykuje ja do druku. Więcej powiem, – udało mi się uprosić jego, aby ze względu na ważność momentu i sytuację, zechciał zezwolić mi przetłumaczyć i ogłosić drukiem w języku polskim jego pracę już z rękopisu, który, zdaniem autora, musi być jeszcze nieco wyszlifowany. Trafność sądu, siła argumentacji, jasność myśli, zręczne podejście do tematu, lojalna szczypta sarkazmu, spokój i obiektywność – oto główne cechy tej pracy. Niech wszyscy, komu drogą na sercu jest Polska, przeczytają tę pracę i przemyślą tezy tam zawarte, niech wytworzy się w kraju jednolita opinia, która spowoduje czyn (str. 7). Dodatkowo wydanie drugie uzupełnione książki wyszło we Lwowie w 1936 r. nakładem Wydawcy Jadwigi Międzybłockiej, poczta Kosakowo, powiat Morski. Autor książki, Stanisław Andrzejowski (nic mi o nim nie udało się dowiedzieć) musiał mieć chyba istotne powody na taką mistyfikację.

 

Bardzo interesujące słowa można odnaleźć już we wstępie autora, który twierdzi, iż charakter narodu polskiego jest skomplikowany i nie daje się nigdy naprzód ustalić wypadkowej wszystkich sił tego charakteru oraz zgadnąć, jaki też będzie czyn. Większość błędów polityki narodu polskiego w przeważnej części pochodzi z powyższego źródła (str. 9). Uważając, że wszystko zależy od kierowników nawy państwowej, a znowu kierownicy ci są przecież krew z krwi, kość z kości swego narodu…, wszystkie wady i przywary narodowe są także w tych ludziach, wymienia te zgubne cechy narodowe: Głównymi wadami, które ciężko zaważyły nad rozwojem i nad znaczeniem [Polski] są: niewytrwałość w dochodzeniu do celu, chaotyczność w zamierzeniach, lekkomyślność i próżność. Przytoczę tutaj kilka przysłów polskich: „jakoś to będzie”, „zastaw się, a postaw się”. Łatwo wpadając w radosny zachwyt (…) w wypadku nawet niewielkiej zdobyczy, Polak znowu łatwo wpada w rozpacz i apatię, gdy napotyka przeszkody na swej drodze. Ta nerwowość i niestałość w twierdzeniach, brak jednolitej opinii publicznej, skrajny indywidualizm, brak szacunku i lojalności względem innych ugrupowań politycznych, podejrzliwość, łatwość zarzucania złej woli interlokutorowi, – to ujemne cechy wtórne (str. 9-10). No, można te słowa dedykować dzisiejszym politykom!

 

Czytaj dalej „E. Muller, Błędy gospodarki polskiej”

Warto czytać: Adam Krzyżanowski, Pauperyzacja Polski współczesnej

Warto czytać. Także starą literaturę ekonomiczną. Kilka lat temu wpadła mi w ręce książeczka zatytułowana intrygująco „Pauperyzacja Polski współczesnej” autorstwa Adam Krzyżanowskiego, wybitnego przedwojennego ekonomisty, teoretyka polskiego libertarianizmu, którego zainteresowania obejmowały metodologię ekonomii, finanse, ekonomikę, historię gospodarczą, etykę i demografię. Profesor był nie tylko wybitnym ekonomistą, ale także aktywnym uczestnikiem życia publicznego, który próbował wcielać swoje idee w życie, służąc swoją wiedzą i pomagając współobywatelom w podejmowaniu mądrych decyzji. Wyrazem tej aktywności była m.in. ta książka (opieram się na wydaniu trzecim z 1926 r.), będąca podwaliną zgłoszonego przez profesora programu finansowego walki ze zubożeniem ludności.

 

Czytaj dalej „Warto czytać: Adam Krzyżanowski, Pauperyzacja Polski współczesnej”

Inwestycje alternatywne

Nasze Stowarzyszenie rozpoczyna nowe przedsięwzięcie – projekt „Inwestycje Alternatywne Pro Libertate”. Poprzednio realizowaliśmy kilka projektów edukacji ekonomicznej mających pomóc wszystkim zainteresowanym w poznaniu wiedzy niezbędnej do planowania swojego budżetu, zarządzania finansami osobistymi oraz tworzenia różnego rodzaju aktywów, a także rozwijania własnej „inteligencji finansowej” i powiązanych z nią umiejętności. W najnowszym projekcie będziemy poruszać kwestie inwestowania w alternatywne aktywa niefinansowe.

 

Inwestycje alternatywne zwykło się definiować jako nietradycyjne formy inwestowania w alternatywne aktywa finansowe (a więc inne niż akcje, obligacje, klasyczne kontrakty terminowe i opcje, czy też tradycyjne fundusze inwestycyjne) oraz niefinansowe (np. złoto, wino, dzieła sztuki, monety, znaczki pocztowe). W naszym rozumieniu będą to indywidualne inwestycje przede wszystkim w dzieła sztuki, antyki i przedmioty kolekcjonerskie.

 

Czytaj dalej „Inwestycje alternatywne”

Inwestujmy w akcje w czasie bessy

Tak. To nie pomyłka. Namawiamy do inwestowania w akcje spółek giełdowych w czasie bessy. W czasie, w którym gospodarka kuleje, kryzys się rozwija, grozi krach, albo Bóg wie, co jeszcze!

 

Inwestowanie, jak życie, nie znosi próżni. Każdy czas na inwestycje jest dobry, tylko musimy pamiętać, że rządzi się swoimi prawami. Jeśli chcemy pomnażać swoje aktywa, a przynajmniej zachować ich realną wartość, a nie przejadać ostatnie oszczędności, musimy działać!
Celowo tu nie piszemy: „pomnażać pieniądze”. Papierki zwane banknotami czy zapisy cyfrowe na kontach bankowych same w sobie nie mają żadnej wartości. Mogą być tylko wymienione na dobra posiadające swą wartość. Wartość wyrażoną w tak złudnym w dzisiejszych czasach mierniku, jak pieniądz. Pieniądz, który w każdej chwili można dodrukować lub prawie dowolnie wykreować za pomocą myszki komputerowej, nazywając całą operację „zasileniem w płynność”, „pomocą zagrożonym instytucjom finansowym” lub „ratowaniem państw”.

 

Inwestowanie to nie nabywanie kolejnego nowoczesnego gadżetu w celu zaspokojenia chwilowej zachcianki lub dodania sobie fałszywego prestiżu, to nie kupno większego mieszkania lub domu, bo przecież wygodniej trzeba żyć. Inwestowanie to zakładanie firmy, by stworzyć sobie źródło dochodu, to kupno nieruchomości na wynajem, by czerpać dochody z czynszu, to kupno jakichś dóbr o trwałej wartości, by móc je w stosownej chwili odsprzedać z zyskiem, to wreszcie zakup papierów wartościowych, by czerpać dochody z odsetek, dywidend, czy z większej ich wyceny w momencie sprzedaży, aniżeli kupna.

 

No tak, ale w co inwestować w czasach, kiedy pieniądz traci na wartości, odsetki z lokat bankowych nie pokrywają inflacji, zakup obligacji to właściwie pożyczanie pieniędzy bankrutom, mogącym w najbliższej przyszłości mieć kłopot z regulowaniem swoich zobowiązań, nieruchomości nadal są przewartościowane i nie mają większej przyszłości, w kraju, w którym ponoć ma ubyć kilka milionów mieszkańców, złoto wydaję się już zbyt drogie i poza tym dawno straciło pozycję uniwersalnego miernika wartości, a działalność gospodarcza stłamszona jest zbyt dużymi podatkami i rozrośniętą biurokracją?

 

Tego oczywiście nam nikt nie powie. A jeśli powie to wyda się to samo w sobie podejrzane! Inwestowanie jest właściwie w swojej naturze jednak chyba działaniem indywidualnym. Wszelkie zbiorowe formy inwestowania w pierwszej kolejności przynoszą zyski ich organizatorom. Banki, fundusze inwestycyjne i inne instytucje finansowe zainteresowane są przecież zwiększaniem własnego zysku oraz przenoszeniem ryzyka inwestycyjnego na innych.

 

My sami, namawiając na inwestowanie w akcje spółek giełdowych, przedkładamy tylko pewną propozycję, którą można rozważyć, decydując się na takie działanie lub nie. Nie podajemy tu gotowych recept, wyjaśniamy jedynie „jak, to się je”. Nasza propozycja nie wynika z teorii, ale z wieloletniego doświadczenia. Oj przeżyło się niejedną hossę, bessę, zawirowanie czy krach!

 

Czytaj dalej „Inwestujmy w akcje w czasie bessy”

Jak pomnożyć swoje pieniądze? (5)

Zdecydowaliśmy się na samodzielne inwestowanie na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych, założyliśmy już rachunek inwestycyjny w jednym z biur maklerskich i wpłaciliśmy pierwsze, niewielkie na razie, pieniądze. Czas rozpocząć naszą przygodę ze sztuką inwestowania!

Na pewno na razie nie możemy spodziewać się solidnych zysków! Naszym celem powinno być przede wszystkim nabycie doświadczenia w samodzielnym poruszaniu się na rynku i przeprowadzaniu sensownych transakcji giełdowych. Najpierw musimy wypracować własną strategię inwestowania, sprawdzić i udoskonalić ją w praktyce, dopiero później możliwy do osiągnięcia będzie cel podstawowy: systematyczne pomnażanie swoich aktywów finansowych w dłuższym okresie. Właśnie – nie sztuka jednorazowo, najczęściej przy wykorzystaniu zdobytych informacji i dużej dawce szczęścia, zarobić jakieś pieniądze! Naszym celem jest osiąganie zakładanej stopy zwrotu z naszych inwestycji w sposób ciągły. Nie możemy liczyć na szczęście i przypadek, podchodzić do inwestowania, jak do gry hazardowej. Należy inwestować z głową!

 

Czytaj dalej „Jak pomnożyć swoje pieniądze? (5)”

Jak pomnożyć swoje pieniądze? (4)

Z dotychczasowych naszych rozważań wynika, że warto pomyśleć o samodzielnym inwestowaniu m.in. w takie instrumenty, jak akcje spółek notowanych na giełdzie papierów wartościowych. Oszczędzanie, bo nie można tu właściwie mówić o inwestowaniu, na rachunkach i lokatach bankowych, nie jest zbyt atrakcyjne, ponieważ stopy procentowe w najlepszym przypadku niewiele przekraczają oficjalny poziom inflacji i co najwyżej mogą nam zapewnić zachowanie realnej wartości aktywów finansowych. Podobnie jest z obligacjami, które również nie gwarantują wyższego zysku, a co więcej w dobie kryzysu zadłużeniowego państw, wcale tak do końca nie są pozbawione ryzyka. Z kolei inwestowanie za pomocą funduszy inwestycyjnych jest dosyć kosztowne, trudno niekiedy we właściwym momencie zamknąć w nich inwestycję (od momentu podjęcia decyzji o sprzedaży jednostek uczestnictwa do ich rozliczenia upływa pewien czas, co przy dużej zmienności rynku może nas narazić na straty), jest obarczone ryzykiem podatkowym (od zysku musimy zapłacić podatek, ewentualnej straty nie możemy rozliczyć), a przede wszystkim jest niesamodzielne – poprzez inwestowanie za pomocą funduszy nie nauczymy się nigdy sztuki inwestowania!

Wszystko to sprawia, że warto spróbować samodzielnego inwestowania na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie. Inwestowanie na giełdach zagranicznych w przypadku osoby początkującej raczej odpada. Wyższe koszty transakcyjne, element ryzyka walutowego, nieznajomość realiów i specyfiki rynków zagranicznych są tutaj wystarczającymi przeszkodami. Przygodę z warszawską GPW rozpocząć natomiast łatwo i w znakomitym stopniu, poprzez swą specyfikę, zapewnia ona moc wrażeń i szybkie zdobywanie doświadczeń, co przy nauce samodzielnego inwestowania, jest sprawą najważniejszą. O tej specyfice GPW dużo można by pisać, ale to raczej wiedza dostępna dla osób bardziej wtajemniczonych (specyfika ta wynika z relatywnie dużej obecności inwestorów indywidualnych na parkiecie). Na razie ograniczmy się do prostej analogii: bycie inwestorem na GPW w Warszawie to prawie tak, jak bycie przedsiębiorcą w Polsce. Prawdziwa szkoła życia, której nie zapewnią żadne uniwersytety i żadne książki pisane przez zagraniczne „białe kołnierzyki”. Kto nie zna tematu i nie potrafi powiedzieć, czym różni się bycie przedsiębiorcą w Polsce od bycia przedsiębiorcą dajmy na to w Anglii to szczęściarz, któremu nie należy burzyć dotychczasowego „stanu niewinności”! Zapewne spotka go szybsza droga edukacyjna na warszawskiej GPW, ale uwierzcie: to nic wstydliwego być na początku jeleniem, czy jak to mówią bardziej obeznani – „prostym dawcą kapitału”! Jeśli na początku naszej przygody z samodzielnym inwestowaniem na giełdzie doznamy strat, to dziękujmy za to Bogu gorącą modlitwą! Nic lepszego nie może nas spotkać. Zapłacimy swoje frycowe, opłacimy uczciwie naukę i z pewnością staniemy się dobrymi inwestorami, których doświadczenie zaprowadzi do sukcesu już nie tylko na GPW! Jeśli, jako początkujący, odnotowywać będziemy tylko zyski – to bójmy się! To uśpi naszą czujność. Po serii sukcesów przyjdą dotkliwe porażki. Stracimy wszystko, odejdziemy mówiąc, że giełda to oszustwo, nie nauczywszy się niczego, nie odniesiemy sukcesu również na żadnym innym polu (inwestycyjnym, rzecz jasna)!

 

Czytaj dalej „Jak pomnożyć swoje pieniądze? (4)”

Jak pomnożyć swoje pieniądze? (3)

Podjęliśmy decyzję o tym, że chcemy inwestować, a więc zaczynajmy! Każdy czas na rozpoczęcie nauki inwestowania i samego inwestowania jest dobry, ale szczególnie dobry jest okres bessy, dekoniunktury, kryzysu. Jak już wspominaliśmy w poprzednich naszych tekstach, w inwestowaniu nie ma cudownych recept, uniwersalnych sposobów i dróg na skróty, lepiej więc na samym początku pozbyć się złudzeń, że inwestowanie jest proste i dostępne dla każdego chętnego. Niestety wymaga trochę myślenia, samodzielności i doświadczenia. Lepiej zawczasu poznać trudy inwestowania, aniżeli zostać „dzieckiem hossy”, czyli człowiekiem, któremu udało się zarobić pierwsze pieniądze w czasie, kiedy prawie wszyscy chwilowo zarabiali, ale który nieuchronnie poniesie wkrótce – przy pierwszym załamaniu koniunktury – duże straty, a być może w ogóle „wypadnie z rynku”. Ciężkie czasy to wyśmienity okres na naukę (lepiej uczyć się „pływać” na „głębokiej wodzie”) i na rozpoczęcie inwestowania (nabywamy z reguły tanio wyceniane aktywa, a jeśli tracimy to chwilowo i niedużo, bo przecież dopiero zaczęliśmy lokowanie niewielkich środków). Pamiętajmy, inwestowanie ma na celu nie tylko osiągnięcie zysku, ale także rozwój, w tym nasz rozwój osobisty! Pragniemy przecież podnieść wartość naszych aktywów i otworzyć sobie nowe perspektywy. Wykorzystajmy ten sprzyjający czas!

 

Czytaj dalej „Jak pomnożyć swoje pieniądze? (3)”

Jak pomnożyć swoje pieniądze? (2)

W jaki sposób efektywnie inwestować? Co zrobić, aby powiększyć swoje zasoby, zdobyć niezależność, czy nawet wolność finansową? Niestety, nie ma na to uniwersalnych sposobów, cudownych recept, dróg na skróty. W grę wchodzi zbyt wiele czynników, aby istniały na powyższe pytania proste odpowiedzi. Do najważniejszych zaliczyć można: posiadany kapitał, dostępny czas, akceptowany poziom ryzyka, czy wreszcie naszą osobowość i założone cele.

Aby rozpocząć przygodę z inwestowaniem, nieodzownym krokiem jest sporządzenie swoistego bilansu otwarcia. Pomocne w tym powinny być pytania podane w pierwszej części naszego cyklu. Przede wszystkim musimy sobie zdać sprawę, jaka jest nasza sytuacja, kim jesteśmy i co chcemy osiągnąć. Czy jestem młodym człowiekiem, który chce zaplanować swoje życie? Czy mam za sobą ileś lat doświadczeń, patrzę na świat już trochę inaczej, muszę zatroszczyć się już o pewne sprawy – być może o rodzinę, która się niedawno powiększyła czy o dzieci, które zdążyły już sporo podrosnąć. A może jestem już w sile wieku, zdrowie już nie te i boję się o dochody w naprawdę starszym wieku? Każda z tych sytuacji osobistych niesie za sobą jakieś uwarunkowania, ma zarówno jakieś plusy, jak i minusy, stawia przed nami jakieś problemy, ale i budzi nadzieje, generuje potrzeby i wpływa na nasze cele życiowe.

 

Czytaj dalej „Jak pomnożyć swoje pieniądze? (2)”

Jak pomnożyć swoje pieniądze? (1)

Aby pomnożyć swoje pieniądze, należy najpierw odpowiedzieć sobie na kilka podstawowych pytań:

1) Jaką sumą już dysponuję, jaki kapitał mam do zainwestowania? Czy mam do zainwestowania jednorazowo jakąś kwotę, czy będę wielokrotnie, np. co miesiąc, dysponował wolną gotówką, którą będę chciał pomnożyć?

2) Jaki mam horyzont czasowy? Czy chce zainwestować pieniądze krótkoterminowo (np. przez kilka miesięcy, do roku czasu), średnioterminowo (na kilka lat), czy długoterminowo (na kilkanaście lat)?

3) W jakim stopniu moja inwestycja musi zachować płynność? Czy w określonych sytuacjach będę chciał lub będę musiał wycofać pieniądze? Czy pogodzę się wówczas z jakąś stratą? Czy mogę całkowicie zapomnieć o odkładanych pieniądzach przez pewien, określony czas?

4) Jakie akceptuję ryzyko? Inwestowanie zawsze wiążę się z ryzykiem. Muszę zdawać sobie sprawę z tego, że im mniejsze ryzyko, tym mniejsze zyski, im większe zakładane profity, tym inwestycje będą bardziej ryzykowne.

5) Czy będę inwestował samodzielnie, co może przynieść najlepsze efekty, czy zdam się na instytucje, instrumenty, produkty finansowe? Jeśli chcę inwestować samodzielnie to, czy dysponuję odpowiednim czasem, odpowiednią wiedzą i odpowiednim doświadczeniem? Jeśli chce powierzyć inwestycje bankowi, funduszowi lub innej instytucji to, czy godzę się z poziomem opłat i prowizji za zarządzanie moją inwestycją? Czy zdaję sobie sprawę, że będę miał ograniczony wpływ lub w ogóle mogę nie mieć wpływu na to, w jaki sposób moje pieniądze „będą pracować”?

6) Czy znam się dobrze na czymś, dysponuję fachowym wykształceniem lub sporą wiedzą, w jakiejś dziedzinie, którą mógłbym wykorzystać w celu pomnażania pieniędzy?

7) Jakie są moje preferencje i upodobania, które mogą wiązać się z podejmowanymi przeze mnie decyzjami finansowymi?

 
Jeśli już odpowiemy sobie na powyższe pytanie, będziemy mogli zdecydować się na wybór odpowiednich dla nas instrumentów lub produktów finansowych, bądź inwestycji alternatywnych oraz na wybór sposobów inwestowania.

Planowanie i zabezpieczanie finansów osobistych w dłuższym okresie (edukacja, zdrowie, emerytura)

Celem długoterminowych planów finansowych jest zabezpieczenie środków na realizację potrzeb własnych i swojej rodziny. Potrzeby te mogą być bardzo różne (kupno własnego mieszkania, domu, samochodu, wymarzona podróż dookoła świata), ale przede wszystkim warto zabezpieczyć finansowo podstawy egzystencji własnej i najbliższej rodziny. Chodzi tutaj o aktywa, które będziemy mogli zamienić na pieniądze w razie własnej choroby, utraty pracy lub innego źródła dochodów, czy wreszcie w okresie jesieni naszego życia, w którym zmniejszy się możliwość generowania przez nas dochodów (tzw. okres emerytalny). Chodzi również – o ile czujemy się odpowiedzialni za naszą rodzinę – o zabezpieczenie bytu naszej żony, męża, czy dzieci. Szczególnie istotną sprawą jest tutaj zgromadzenie środków dla własnych dzieci. Dotyczy to przede wszystkim zapewnienia im możliwości takiej edukacji, która pozwoli im na samodzielny start w dorosłe życie. Nie możemy przy tym za bardzo liczyć na świadczenia socjalne ze strony państwa. Te czasy już niestety minęły. Nawet, jeśli jesteśmy zatrudnieni na etacie (a to już dzisiaj dotyczy coraz mniejszej liczby osób) lub prowadzimy własną działalność gospodarczą, to uzyskane świadczenia w razie poważnej choroby czy inwalidztwa (renta), utraty pracy (zasiłek dla bezrobotnych lub pomoc opieki społecznej), osiągnięcia wieku emerytalnego (emerytura) są tak niskie, a będą jeszcze niższe, że nie zapewnią nam godnego życia. To samo dotyczy świadczeń należnych małżonkom, czy dzieciom (renta rodzinna). Także studia w przyszłości mogą być bez wyjątku płatne. O zabezpieczenie środków na edukację dzieci, na życie, a być może i leczenie, w czasie poważnej choroby, czy na tzw. emeryturze, musimy zadbać sami. Można liczyć na świadczenia socjalne, o ile będą one nam przysługiwać, ale bezpiecznej będzie przyjąć, że będą one daleko niewystarczające.

Podstawą zabezpieczenia finansowego życia naszego i naszej rodziny powinno być tworzenie oszczędności, rezerw finansowych, majątku czy kapitału, czyli aktywów, które będą nie tylko przeliczalne na pieniądze, czy raczej – będą mogły być spieniężone, ale będą przede wszystkim generować dochody, które uzupełnią lub zastąpią dochody czerpane z pracy. Do tych aktywów należeć mogą przykładowo: środki pieniężne (np. w postaci lokat generujących odsetki), obligacje (zapewniające dochód w podobny sposób), akcje (przynoszące dochód w postaci dywidend, bądź sprzedaży tych papierów wartościowych z zyskiem w wyniku wzrostu ich wyceny giełdowej), jednostki funduszy inwestycyjnych (dochód w chwili ich umorzenia, z wyższej wyceny jednostek w stosunku do ceny zakupu), udziały w firmach (zapewniające udział w zyskach tych firm), nieruchomości (dochód z ich wynajmu, dzierżawy, bądź sprzedaży po cenie wyższej od ceny nabycia), wszelkiego rodzaju inwestycje alternatywne (kolekcje antyków, obrazów, księgozbiory, itp., przynoszące dochód płynący ze wzrostu ich wartości i sprzedaży z zyskiem).

 

Czytaj dalej „Planowanie i zabezpieczanie finansów osobistych w dłuższym okresie (edukacja, zdrowie, emerytura)”

Jak planować budżet domowy? (2)

Podjęliśmy decyzję: chcemy kontrolować swoje finanse. Nie po to, aby z czegoś na trwałe rezygnować, aby się ograniczać, czy pozbawiać przyjemności życia, ale po to, aby żyć mądrzej, bez presji nagłych problemów finansowych, bez ciągłych braków, zmartwień i niepowodzeń, ale raczej z myślą o lepszym zaspokajaniu potrzeb, uzyskaniu niezależności, czy nawet wolności finansowej. Jeśli tak, zaczynajmy!

Pierwszym, niezbędnym krokiem będzie przyjrzenie się swoim dochodom i wydatkom. Swoim, a właściwie rodziny, jeśli oczywiście nie żyjemy samotnie. Jednym z błędów popełnianych przez Polaków jest nie rozmawianie o pieniądzach, o swoich celach, planach, czy problemach finansowych. Poważnym niedociągnięciem jest też nie uzgadnianie z partnerem życiowym strategii finansowej, znaczących wydatków, czy wręcz brak wspólnego budżetu rodzinnego. Indywidualne wydatkowanie własnych dochodów bez porozumienia z pozostałymi członkami rodziny nigdy nie będzie tak efektywne, jak wspólne zarządzanie finansami rodzinnymi. Niewątpliwie mogą zaistnieć różne sytuacje – ludzie mogą być przyzwyczajeni do samodzielnego gospodarowania, ale warto w takim przypadku przynajmniej uzgodnić w rodzinie jakąś generalną wizję finansów, pewne zasady postępowania z dochodami i wydatkowania pieniędzy oraz reguły odpowiedzialności finansowej członków rodziny.

 

Czytaj dalej „Jak planować budżet domowy? (2)”

Jak planować budżet domowy? (1)

Ciężko pracujemy i kiepsko zarabiamy. Narzekamy na ciągły brak gotówki. Nie wiemy, w jaki sposób zaspokoić nasze potrzeby. O nagłych wydatkach, utracie pracy, czy z czego będziemy żyć na emeryturze, staramy się lepiej nie myśleć. Jakoś to będzie… Zazdrościmy innym nowego telewizora, czy samochodu, marzymy o odpoczynku, podróżach, nowym mieszkaniu lub domku z ogródkiem, niekiedy przychodzi nam myśl o całkowitej niezależności i wolności finansowej… Tymczasem jest, jak jest, nie mamy pomysłu, skąd wziąć pieniądze na nowy sprzęt, bo stary zaczął szwankować, przydałoby się odnowić mieszkanie. Na myśl o wygospodarowaniu jakichś oszczędności tylko boli nas głowa…

Czy musi tak pozostać? Czy można w tym wszystkim coś zmienić? Chyba jednak warto spróbować. Świata nie zbawimy, rządu nie zmienimy, ale możemy coś zrobić dla siebie. Może na chwilę przystanąć, zaparzyć filiżankę dobrej kawy, czy otworzyć butelkę czegoś wyśmienitego, zrelaksować się, wyłączyć z pośpiechu życia i pomyśleć…

 

Czytaj dalej „Jak planować budżet domowy? (1)”

Dlaczego finanse osobiste i co należy wiedzieć o pieniądzach?

Każdy z nas – niezależnie, jaką idzie drogą życiową – żyje wśród ludzi, podejmując, świadomie, bądź nieświadomie, racjonalnie lub nieracjonalnie, tysiące decyzji ekonomicznych. Z jednej strony codziennie coś kupuje, co miesiąc reguluje rachunki, raz na kilka lat przeprowadza remont mieszkania czy wymienia dobra trwałego użytku, jeszcze rzadziej kupuje nieruchomości, za wszystko to, dodajmy, płacąc podatki, z drugiej – musi zadbać o odpowiednie dochody, pozwalające zaspokoić dziesiątki różnorakich potrzeb. W tym celu kształci się, podejmuje pracę, bądź własną działalność gospodarczą, zaciąga kredyty, czasami zakłada lokaty, inwestuje na giełdzie, bądź w fundusze inwestycyjne, coś sprzedaje lub gromadzi. Wszystkie te działania – nawet te z pozoru najdrobniejsze – rzutują na nasze życie. Codzienne kupowanie niepotrzebnych produktów, nie zwracanie uwagi na ceny potrzebnych dóbr lub zbyt łatwe uleganie marketingowym namowom, prowadzi do ciągłego niedoboru gotówki, brak nawyków oszczędzania, życie z dnia na dzień, skutkuje brakiem środków w chwili utraty pracy czy długotrwałej choroby, nietrafione inwestycje, bądź kredyty „wzięte bez głowy” potrafią zrujnować nasze życie. Stąd też ważne jest, by posiadać elementarną świadomość ekonomiczna, znać przynajmniej podstawowe zasady i reguły obowiązujące w świecie finansów, rozwijać swoje umiejętności i kształtować nawyki, które pozwolą nam na bardziej racjonalne podejmowanie decyzji i ułatwią sprawniejsze poruszanie się w codziennym życiu.

Niestety nie uczy tego polska szkoła, spychając jakże potrzebne wiadomości i umiejętności na marginesy przedmiotu „Podstawy Przedsiębiorczości”. Przedmiot ten wprowadzony został do programów kształcenia na poziomie szkolnictwa ponadgimnazjalnego. To już chyba zbyt późny wiek na wyrabianie pewnych nawyków. Zbytnie przeteoretyzowanie, jednostronne ukierunkowanie na kształtowanie „wzorowego” podatnika, pracownika i konsumenta, niedostatek odpowiednich kadr (Czy nauczyciel, który zawsze pracował na etacie, nie zna z autopsji prowadzenia działalności gospodarczej, nigdy samodzielnie nie inwestował może czegoś sensownie nauczyć?) raczej nie ułatwiają wyposażenia młodego człowieka w podstawy edukacji finansowej.

Jesteśmy zdani na wiedzę i wzorce przekazane przez rodziców (niestety częstokroć wychowanych i żyjących w innej epoce) lub samodzielne poszukiwania i doświadczenia. Warto jednak podjąć ten trud – myślenie ponoć nie boli. Warto – także w sensie dosłownym i namacalnym – o pewnych rzeczach wiedzieć, warto pewne umiejętności opanować, warto żyć świadomie i rozumnie…

Warto mieć świadomość, jak znacznie opodatkowana w Polsce jest praca, jakie kwoty pobiera państwo z naszego wynagrodzenia i o ile więcej pracodawcę kosztuje nasza praca, aniżeli dostajemy „na rękę”. Warto, zwłaszcza w młodości, bo są przecież alternatywy dla pracy najemnej w Polsce i można wybrać inną drogę.

Warto mieć świadomość, iż państwo polskie nie rozpieszcza przedsiębiorców, że podatki (zwłaszcza zusowski) stanowią dla nich ogromne obciążenie. Warto wiedzieć, jakie należy osiągać dochody, aby własna działalność gospodarcza była w ogóle opłacalna. Warto, bo łatwo można zastać bankrutem.

Warto wiedzieć, jak działa system emerytalny w Polsce i co się z nim stanie w niedalekiej przyszłości, kiedy czynniki demograficzne i ekonomiczne sprawią, iż mniej będzie pracujących i płacących tzw. składki, a więcej pobierających tzw. świadczenia. Warto, bo może jest jeszcze trochę czasu, aby zadbać o swoje przyszłe lata.

Warto wiedzieć, jak planować swój budżet domowy i w jaki sposób zarządzać swoimi finansami osobistymi, aby generować oszczędności, tworzyć rezerwy i kapitał. Warto, bo przecież każdy chciałby mieć dodatkowe źródło dochodów poza pracą i każdy może je stworzyć.

Warto wiedzieć, w jaki sposób zabezpieczyć potrzeby swoje i swojej rodziny w przyszłości, w jaki sposób zgromadzić środki na edukację dzieci, ochronę zdrowia czy emeryturę, aby być niezależnym od niepewnych świadczeń socjalnych państwa.

Warto wiedzieć, kiedy i jak korzystać z ubezpieczeń, znać instrumenty rynku finansowego i kapitałowego oraz umiejętnie z nich korzystać, aby nie tracić, a zyskiwać.

Warto wiedzieć, kiedy i w jaki sposób można korzystać z kredytów, aby nie być narażonym w przyszłości na wyrzeczenia, a być może bankructwo.

Warto znać sposoby pomnażania swoich aktywów, wiedzieć, kiedy i w jaki sposób inwestować na giełdzie, jak kupować nieruchomości, w jaki sposób tworzyć inwestycje alternatywne, aby zyskać wolność finansową.

Warto wreszcie mieć świadomość, że pieniądze to nie wszystko, że nie mogą stanowić celu samego w sobie, że ma się je, aby o nich za wiele nie myśleć.

Warto…

INTERNET I KOMPUTERY – OTWORZĄ CI NOWE SFERY!

inf_1inf_2

„Internet i komputery – otworzą Ci nowe sfery!” to jeden z dwóch projektów realizowanych przez Stowarzyszenie Wspierania Edukacji i Przedsiębiorczości „Pro Libertate” w partnerstwie z Gminą Łabiszyn. Do realizacji projektu doszło dzięki zainteresowaniu członków Stowarzyszenia „Pro Libertate” rozwijaniem działalności statutowej na pięknych terenach powiatu żnińskiego, które trafiło na podatny grunt w postaci otwartości na współdziałanie Burmistrza Łabiszyna Jacka Idzi Kaczmarka. Wola wspólnego działania na rzecz mieszkańców Gminy została formalnie wyrażona poprzez podpisanie 13 grudnia 2007 r. umowy partnerskiej przez Gminę Łabiszyn reprezentowaną przez Pana Burmistrza i Stowarzyszenie, reprezentowane przez Prezesa Przemysława Perza. Zgodnie z treścią umowy, partnerzy złożyli w 2008 r. kilka wniosków o dofinansowanie projektów na konkursy ogłaszane przez Urząd Marszałkowski Województwa Kujawsko-Pomorskiego w Toruniu w ramach Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki. Dwa wnioski złożone w odpowiedzi na konkurs nr 12/POKL/9.5/2008 – Działanie 9.5 „Oddolne inicjatywy edukacyjne na obszarach wiejskich” zostały ocenione pozytywnie podczas oceny merytorycznej, uzyskały wymagana liczbę punktów i zostały przyjęte do realizacji: „Łabiszyńskie wejście… po angielsku” oraz „Internet i komputery – otworzą Ci nowe sfery!”.

 

Czytaj dalej „INTERNET I KOMPUTERY – OTWORZĄ CI NOWE SFERY!”

ŁABISZYŃSKIE WEJŚCIE… PO ANGIELSKU

ang_1ang_2ang_3

„Łabiszyńskie wejście… po angielsku” to pierwszy projekt realizowany przez Stowarzyszenie Wspierania Edukacji i Przedsiębiorczości „Pro Libertate” w partnerstwie z Gminą Łabiszyn. Do realizacji projektu doszło dzięki zainteresowaniu członków Stowarzyszenia „Pro Libertate” rozwijaniem działalności statutowej na pięknych terenach powiatu żnińskiego, które trafiło na podatny grunt w postaci otwartości na współdziałanie Burmistrza Łabiszyna Jacka Idzi Kaczmarka. Wola wspólnego działania na rzecz mieszkańców Gminy została formalnie wyrażona poprzez podpisanie 13 grudnia 2007 r. umowy partnerskiej przez Gminę Łabiszyn reprezentowaną przez Pana Burmistrza i Stowarzyszenie, reprezentowane przez Prezesa Przemysława Perza. Zgodnie z treścią umowy, partnerzy złożyli w 2008 r. kilka wniosków o dofinansowanie projektów na konkursy ogłaszane przez Urząd Marszałkowski Województwa Kujawsko-Pomorskiego w Toruniu w ramach Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki. Dwa wnioski złożone w odpowiedzi na konkurs nr 12/POKL/9.5/2008 – Działanie 9.5 „Oddolne inicjatywy edukacyjne na obszarach wiejskich” zostały ocenione pozytywnie podczas oceny merytorycznej, uzyskały wymagana liczbę punktów i zostały przyjęte do realizacji: „Łabiszyńskie wejście… po angielsku” oraz „Internet i komputery – otworzą Ci nowe sfery!”.

 

Czytaj dalej „ŁABISZYŃSKIE WEJŚCIE… PO ANGIELSKU”

Programy aktywizacji zawodowej

Stowarzyszenie Wspierania Edukacji i Przedsiębiorczości „Pro Libertate” przeprowadziło wśród swoich członków, sympatyków i podopiecznych szkolenia pn. „Zostań swoim pracodawcą – samozatrudnienie w praktyce”, będące częścią projektu realizującego cele statutowe Stowarzyszenia w zakresie edukacji ekonomicznej. Projekt skierowany był do osób zainteresowanych podjęciem działalności gospodarczej, m.in. uczniów starszych klas licealnych, absolwentów szkół, bezrobotnych, osób zagrożonych bezrobociem i zaczynających pracę na własny rachunek, pragnących wszechstronnie przygotować się do roli przedsiębiorcy poprzez poznanie zagadnień związanych z przygotowaniem, zarejestrowaniem i prowadzeniem działalności gospodarczej oraz uświadomieniem sobie szans i pułapek przedsiębiorczości. Szkolenia obejmowały m.in. podstawy planowania działalności gospodarczej, analizę modelu biznesowego i biznes planu, zagadnienia związane z finansowaniem działalności oraz przegląd czynności związanych z rejestracją firmy osoby fizycznej i obowiązków podatkowych przedsiębiorcy. Podjęto również tematykę zarządzania czasem, rozwiązywania konfliktów, technik skutecznej komunikacji, autoprezentacji i umiejętności negocjacyjnych. Obok poznawanych treści merytorycznych, uczestnicy warsztatów mieli możliwość skorzystania z indywidualnego doradztwa i konsultacji.

 

Programy edukacji ekonomicznej

Stowarzyszenie Wspierania Edukacji i Przedsiębiorczości „Pro Libertate” przeprowadziło wśród swoich członków, sympatyków i podopiecznych szkolenia pn. „Finanse osobiste kluczem do sukcesu”, będące częścią projektu realizującego cele statutowe Stowarzyszenia w zakresie edukacji ekonomicznej. Projekt skierowany był do osób zainteresowanych tematyką finansów osobistych, m. in. uczniów starszych klas licealnych, pragnących zrozumieć uwarunkowania i mechanizmy rynku finansowego, poznać instrumenty i produkty finansowe oraz w sposób świadomy zarządzać swoimi finansami. Szkolenia obejmowały m.in. podstawy planowania finansowego i inwestowania oraz przegląd instrumentów i produktów rynku finansowego i kapitałowego.

 

Kontynuacją projektu „Finanse osobiste kluczem do sukcesu” był projekt „Edukacja Finansowa Pro Libertate”. Obecnie Stowarzyszenie pracuje nad kolejnym projektem edukacyjnym „Inwestycje Alternatywne Pro Libertate”.
Innym przejawem aktywności Stowarzyszenia w sferze edukacji ekonomicznej był projekt skierowany do nauczycieli „Kreator świadomości ekonomicznej”.

Kursy i szkolenia komputerowe

Stowarzyszenie Wspierania Edukacji i Przedsiębiorczości „Pro Libertate” na początku swojej działalności wyspecjalizowało się w kursach i szkoleniach informatycznych. Przeprowadziło dwie edycje kursów wykorzystania technologii informacyjno-komunikacyjnych w pracy nauczyciela dla kilkudziesięciu pedagogów, obejmujących m.in. pracę z pakietem MS Office (MS Word, MS Excel, MS PowerPoint), grafikę komputerową (podstawy tworzenia projektów graficznych, obsługę urządzeń do przetwarzania obrazu, zasady obróbki zdjęć cyfrowych, możliwości wykorzystania zdjęć w projektach graficznych) oraz tworzenie stron WWW.

Stowarzyszenie objęło także patronat nad szkoleniem komputerowym przeznaczonym dla zwalnianych pracowników Grupy Żywiec S. A. Oddział Browar w Bydgoszczy. „Pro Libertate” sprawowało opiekę dydaktyczną, udzielało wsparcia merytorycznego i sprawowało kontrolę jakości prowadzonych zajęć oraz stopnia realizacji programu nauczania.

Misja Stowarzyszenia „Pro Libertate”

pro-libertate

Stowarzyszenie Wspierania Edukacji i Przedsiębiorczości „Pro Libertate” zrzesza w swoich szeregach osoby pragnące aktywnie działać na rzecz wspierania edukacji, przedsiębiorczości i innych form aktywności społecznej, przyczyniających się do rozwoju społeczeństwa wiedzy i społeczeństwa informacyjnego oraz poszerzania wolności ekonomicznej w wymiarze lokalnym, środowiskowym i osobistym.

„Pro Libertate” powstało w 2005 r. z inicjatywy osób związanych ze środowiskiem edukacyjnym i naukowym oraz ludzi biznesu, fachowców z różnych dziedzin, gotowych współpracować w celu:
• organizowania działalności edukacyjnej na rzecz członków, sympatyków i podopiecznych Stowarzyszenia zainteresowanych pogłębianiem wiedzy – w szczególności ekonomicznej i informatycznej – niezbędnej w życiu osobistym, społecznym i zawodowym,
• podejmowania działań wspomagających rozwój przedsiębiorczości,
• popularyzacji edukacji i przedsiębiorczości oraz idei społeczeństwa wiedzy, społeczeństwa informacyjnego i wolności ekonomicznej.

Stowarzyszenie realizuje swoje cele poprzez:
• organizowanie spotkań, odczytów, dyskusji, seminariów i konferencji oraz innych imprez oświatowych, naukowych i kulturalnych,
• prowadzenie szkoleń, kursów, warsztatów i praktyk zawodowych,
• tworzenie, realizowanie i wspieranie programów i projektów edukacyjnych,
• promowanie i upowszechnianie nowoczesnych mediów i technologii.

Na początku działalności „Pro Libertate” specjalizowało się w kursach i szkoleniach informatycznych, w szczególności przeznaczonych dla nauczycieli. Prowadziło także m.in. szkolenia dla zwalnianych pracowników Grupy Żywiec S.A. Oddział Browar w Bydgoszczy oraz podopiecznych Ośrodków Pomocy Społecznej w Bukowcu i Osielsku. W 2010 r. Stowarzyszenie zakończyło realizację dwóch projektów, realizowanych w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego w Gminie Łabiszyn, skierowanych do mieszkańców terenów wiejskich: „Internet i komputery – otworzą Ci nowe sfery” i „Łabiszyńskie wejście… po angielsku”. „Pro Libertate” przygotowało i wdrażało w życie również programy edukacji ekonomicznej: „Finanse osobiste kluczem do sukcesu”, „Kreator świadomości ekonomicznej” i „Edukacja Finansowa Pro Libertate” oraz program aktywizacji zawodowej „Zostań swoim pracodawcą – samozatrudnienie w praktyce”.

Obecnie Stowarzyszenie skupiając się na swojej misji – wspieraniu swoich członków i sympatyków w dążeniu do wolności ekonomicznej poprzez zdobywanie wiedzy, umiejętności i doświadczeń oraz rozwijanie przedsiębiorczości – zajmuje się głównie edukacją finansową poprzez popularyzację najnowszego projektu „Inwestycje Alternatywne Pro Libertate”.

KONTAKT: prolibertate@wp.pl