Feliks Koneczny, Polskie Logos a Ethos (część siódma)

Pod koniec drugiego tomu dzieła Polskie Logos a Ethos Koneczny zamieścił Wyniki dociekań i wnioskowań. W rozdziale tym historiozof zastanawia się nad znaczeniem i celem Polski w obrębie cywilizacji łacińskiej, w stosunku do Europy. Znaczenie Polski zależy jego zdaniem od naszej kultury umysłowej i twórczości, lecz niemniej, a częstokroć może bardziej od szczęśliwie lub nieszczęśliwie ułożonego stosunku Polski do Europy, której część stanowimy cywilizacyjnie (…). Ponad kulturę umysłową i twórczość stawiać tedy należy nam ukształtowanie naszego stosunku do Europy, gdyż od tego zawisło przede wszystkim nasze znaczenie na europejskiej scenie. Kluczowym dla Konecznego jest tu nasz stosunek do Wschodu. Historycznie nieudany polski eksperyment syntezy Zachodu i Wschodu kosztował nas nie tylko cywilizacyjną przerwę w przynależności do Europy w czasach saskich, ale nade wszystko rozbiory: Utraciliśmy łączność z zachodem skutkiem niefortunnych dążeń do syntezy Zachodu ze Wschodem; straciliśmy niepodległość z tej przyczyny. Wniosek na dziś i jutro jasny: Zrzeknijmy się wszelkiej syntezy ze Wschodem, jeżeli chcemy posiadać jakieś znaczenie w Europie i dla Europy.

 

Koneczny podkreśla, że jedyną drogą do rozwoju kultury i państwa jest jedność cywilizacyjna – Nie można być cywilizowanym na dwa sposoby. Ze względu na odmienność cywilizacyjną Wschodu uznaje zatem, że jedyną możliwością dla Polski jest stać twardo i bez najmniejszych odstępstw przy cywilizacji łacińskiej, a miast dążenia do syntezy Zachodu i Wschodu, mącenia kultur, misją naszą jest ekspansja kulturalna: świecić dobrym a wyrazistym przykładem sąsiedniemu Wschodowi, ażeby zapragnął przyswoić sobie cywilizację zachodnią.

            Taka ekspansja dokonywa się wyłącznie tylko działaniem przykładu. Panowanie polityczne, aneksja, rozszerzanie granic, unia, itp., wszelkie słowem utwierdzanie wpływów politycznych w jakikolwiek sposób, od najgrubszych form aż do najdelikatniejszych włącznie, nie ma tu nic do rzeczy. Państwowość a granice kulturalne – to zgoła nie to samo, i jedno do drugiego nie ma nic. Kultura przenika granice państwowe z największą łatwością, skoro tylko znajdzie inne do tego warunki. Jeżeli nie istnieją warunki ekspansji kulturalnej li tylko drogą dawania przykładu, nie zdadzą się na nic żadne inne zabiegi. Polityka pod pozorem misji cywilizacyjnej – to absurd. Nie mieszajmy jednego z drugim, niech każde idzie swoim torem.

 

            Najtrwalsze są te rzeczy, które robią się niejako same przez się. Co ma stanowić trwałe dobro życia, nie da się osiągnąć sztucznie: a co gorsza, twór sztuczny, choćby tworzony z zapałem, rozsypie się stosunkowo bardzo szybko w gruzy, zalegająca potem gromadnie drogę rozwoju i opóźniające pochód sprawy.

 

            Kultura nasza będzie działała ekspansywnie, jeżeli pośród ościennych znajdą się do tego warunki, których my i tak przecież nie wytworzymy u nich w sposób sztuczny (…). Ale jest druga strona przedmiotu: Choćby stosunki pośród ościennych układały się najpomyślniej dla polskiej ekspansji kulturalnej, na nic te warunki, jeżeli siła promieniowania naszej kultury nie będzie dostatecznie wielką. A to jest siła czysto wewnętrzna tylko, której nie wytworzą żadne zabiegi polityczne (…). Promieniuje na zewnątrz to, co dość jest silne, aby promieniować (…). Promieniowanie zawisłe jest od stanu kultury, mającej promieniować. Jedyny z niezawodny sposób na ekspansję kulturalną jest: posiadać samemu kultury jak najwięcej (…).

 

Wydoskonalenie polskości pociągnie ze sobą automatycznie następstwa kulturalne na zewnątrz i polityczne. Wydoskonalenie to zaś polega na dalszym kształceniu kultury polskiej na tle wyłączności najzupełniejszej cywilizacji zachodnio-europejskiej, nie dopuszczającej innych wpływów cywilizacyjnych. Poucza nas bowiem historia, jako nie można próbować syntez z żadną z otaczających nas cywilizacji obcych, z niczym orientalnym.

 

            Wynik tych spostrzeżeń stanowczy: wydoskonalenie polskości może nastąpić tylko na tle cywilizacji łacińskiej. Tylko pod warunkiem wyłącznego przejęcia się tą cywilizacja da się obwarować należycie niepodległość Polski. Zharmonizowanie polskiego Logosu i Ethosu dokonanym być może wyłącznie tylko w obrębie tejże cywilizacji (…).

 

Wszystkie sześć kategorii kultury umysłowej i wszystkie trzy dziedziny twórczości kwitnąć mogą tylko na tle jedności cywilizacyjnej. W niej tajemnica silnych narodów. Tędy droga do siły prawdziwej, tj. wytrzymującej napór czasu. Siła narodowa musi być silniejszą od czasu, by starczyć potomnym. Będzie tym znaczniejszą, im na szerszej i głębszej oprze się podstawie. Jednolitość cywilizacji stanowi o pogłębieniu Logosu, o celowość zgodnego z nim Ethosu; a im wyżej wzniesie się Logos, tym dłuższą przyszłość obejmie Ethos, bo tym więcej mając do wykonania spraw w sobie jednolitych, jednakowym tokiem myśli posiłkować się musi, oparte o długotrwałość uznawania pewnych jednolitych pojęć. Siła narodowa na tym dłużej starczy czasy, im więcej zgodności w rozmaitych objawach życia zbiorowego, im więcej współmierności pomiędzy prawem prywatnym a publicznym i harmonii społeczeństwa z państwem.

 

            Życie zbiorowe społeczeństwa cywilizowanego musi być obliczone na dalszą metę, oparte o program działań na całe pokolenia (…). Im zupełniejszą jest cywilizacja w danym swym stanie, tym dłuższego wymaga czasu na wykonanie wszystkiego tego, co uważa za wskazane, bo tym więcej dziedzin życia pragnie doskonalić, wprowadzając przy tym w społeczeństwo coraz więcej zróżniczkowania. Im głębszą zaś jest cywilizacja, tym bardziej zmierza do zmian dla udoskonalenia życia zbiorowego, tym mniej skłonna jest uważać coś za wykończone, za niepotrzebujące już ulepszeń (…).

 

I dalej Koneczny kładzie nacisk na niezbędność zharmonizowania pojęć, możliwe tylko w jednolitości cywilizacyjnej: Życie zbiorowe wymaga organizacji. Zdolność organizacyjna jest zdolnością zdolności, stanowi amulet powodzenia. Czyż można zorganizować się równocześnie według rozmaitych zasad, rozmaitych metod? Gdzie tedy zachodzi niejednolitość cywilizacyjna, tam zamysł organizacyjny wykształcić się nie da, a skutkiem tego nie ma tam zgoła pola do rozwoju życia zbiorowego. Chwila zastanowienia się nad tym starczy, by ujrzeć całą niemożliwość nadania społeczeństwu jakiejś zwartości, a państwu siły, jeżeli się grzeszy przeciw jednolitości cywilizacyjnej. Jeżeli jednostka nie może być cywilizowaną na dwa sposoby, toć tym bardziej państwo. Każda bowiem cywilizacja ma swoja odrębną metodę organizacyjną (…).

 

Zdolność organizacyjna jest jakoby polityką każdej sprawy, w całości też do Ethosu należy, stanowiąc najwyrazistszy jego wykładnik. Po stopniu zmysłu organizacyjnego poznajemy stopień zdatności politycznej, stopień Ethosu. Organizacja stanowi o wykonalności i skuteczności czynu.

 

            Nastąpiłby przeto rozłam cywilizacyjny i cofanie się społeczeństwa do rzędu prymitywnej społeczności, gdyby organizacja dokonywała się na podstawie innej cywilizacji, niż samo życie. Podziwu godne jest wspaniałe Ethos wielkopolskie, ale też tam najmniej z całej Polski… kompromisów cywilizacyjnych.

 

            Następnie historiozof podejmuje kwestię zagrożeń cywilizacji zachodnioeuropejskiej: Cywilizacja chrześcijańsko-klasyczna nie celowała nigdy siłą, i w zetknięciu z innymi rzadko wytrzymywała napór. Słabość stosunkowa Ethosu zdaje się być cechą tej cywilizacji. Z przodownictwa Logosu płyną jej zalety wybitne, a że obok zalet muszą być wady, i to tym bardziej, im wybitniejsze zalety, z zapewnionego Logosowi pierwszeństwa wyniknęło wadliwe zaniedbanie Ethosu, częściowe lekceważenie go, aż doszło do tego, iż Ethos naszej cywilizacji stanowczo jest za słabe, za mało rozwinięte, ażeby utrzymać w normalnym rozwoju wszystkie cenne zdobycze rozwiniętego Logosu. Narody cywilizacji łacińskiej będą musiały stanowczo dbać bardziej, niż dotychczas, o kształcenie woli, jeżeli cywilizacja nasza ma być ochroniona od zagrażającego jej osłabienia.

 

            Upadek cywilizacji może bowiem pochodzić nie tylko z upadku jej treści, z upadku Logosu, lecz również z upadku Ethosu, choćby Logos ciągle stał jak najwyżej. Można mieć wiele w duszy, i ze skarbami tymi zginąć, gdy brak sił do istnienia. Może Logos philosophari, ale bezskutecznie, jeżeli i Ethosowi nie uda się vivere. Na upadek skazana jest cywilizacja, w której szwankuje organizacja lub dobrobyt, chociażby duchowo cywilizacja ta wznosiła się coraz wyżej. Nie uwzględniają tego historycy, że dłuższy rozwój samego tylko Logosu bez równoczesnego rozwoju Ethosu kryje w sobie zawsze niebezpieczeństwo dla samego bytu. Ethos nie śmie być zacofanym wobec Logosu, bo inaczej i Logos przepadnie. Logos ma tylko o krok kroczyć przed Ethosem, ale Ethos ma ciągle za Logosem kroczyć, nie ustając nigdy w swym rozwoju (…).

 

Skutkiem nadwyrężenia stosunku pomiędzy dwiema kategoriami człowieczeństwa słabnie nasza cywilizacja (któż tego nie widzi?) i dochodzi już nawet do początków rozłamu cywilizacyjnego, od którego wywodzi się potem w następstwach dalszy rozkład. Czuwajmyż nad początkami rozłamu i usuwajmy zawczasu jego korzenie, żeby potomni nie musieli stać bezradnie wobec rozkładu, na który radzić byłoby za późno.

 

            Doprawdy, nie musi Europa czekać najścia bolszewizmu, żeby doczekać się ruiny swej cywilizacji. To bowiem, co zgnębiło Rosję, rozłam cywilizacyjny, rozterka kultur – nie jest rosyjska wyłącznością. W stopniu początkowym można to obserwować w Europie jako nieporozumienie cywilizacyjne.

 

            Czy ta nasza Europa ma prawo zaliczać się do chrześcijaństwa? Dużo w niej ducha Chrystusowego? Równocześnie należy się obecnie do dwóch cywilizacyjnych obozów: do chrześcijańskiego i antychrześcijańskiego. Cudaczne połączenie etyki chrześcijańskiej w życiu małym, potocznym, z wyzbyciem się wszelkiej etyki w żuciu wielkim, publicznym – to jest absurd, który sprowadził wojnę najstraszliwszą ze wszystkich, jakie wiadome są pamięci dziejów, a jeżeli potrwa jeszcze dłużej, sprowadzi ostateczną katastrofę na upierających się przy absurdzie.

 

            Jak Rosja musi się przedtem zdecydować między turańskością a europejskością, zanim zdoła się odradzać i jeżeli ma w ogóle być czymś zdatnym do życia, podobnież Europa nie zakończy swych przesileń, lecz popadać będzie w coraz cięższe, dopóki też nie zdecyduje się i albo nie porzuci całkiem chrześcijaństwa, albo też zaprowadzi chrześcijaństwo bezwzględnie, bez wyjątków, także w życiu publicznym. Tertium non datur. Jeżeli pierwsza z tych alternatyw jest tylko teoretyczną, w takim razie czekać nas może tylko przejście do stanu rozkładu.

 

            Z losu Rosji niech czerpią naukę wszyscy.

 

            Ethos czerpie znaczną część swej siły z etyki, która jest w każdej cywilizacji inną, odmienną (…). Ile rodzajów etyki, tyleż Ethosu, które tylko w zgodzie z etyką zdoła wydać rezultaty znaczniejsze i trwalsze w życiu zbiorowym, bo tylko w zgodzie z pojęciami etycznymi zdoła zorganizować masy do czynu. Bez tego warunku nie ma budowy żadnej a żadnej cywilizacji; poza etyką może być tylko stan akulturalny, jak np. bolszewizm, dzicz. I ta dzicz musi przyjąć w końcu jakąś etykę, jeżeli ma się ustalić choćby w społeczność zdziczałą.

 

            Od etyki zależy zapał, gorliwość, poświęcenie, wiara w dobroć, a choćby tylko we właściwość, w trafność czynu; a bez tych walorów nie da się zorganizować żadna społeczność; ani nawet hordy nie uda się utrzymać w gromadzie przez czas dłuższy bez tych przymiotów, choćby w najgrubszej postaci.

 

            W wysubtelnionych stanach cywilizacyjnych motorem czynów bywa opinia publiczna. Widzimy wszyscy, jak ona słaba np. w Polsce, a jak osłabia się nawet tam, gdzie była najsilniejsza, w Anglii. Przyczyna nie w czym innym, jak w nieporozumieniach cywilizacyjnych, w nieścisłościach etycznych, nieuniknionych, gdy się czerpie etykę to z tego, to z owego źródła… Jeszcze jedno pokolenie takiego liberalizmu etycznego, a zacznie się rozłam cywilizacyjny na dobre (…).

 

Dzisiaj, gdy wszystko zawisło od tego, czy potrafimy się należycie zorganizować, czyż mamy wyrabiać w sobie zdolność zdolności może na rozdwojeniu cywilizacyjnym? A nie brak, niestety, poczynań nieroztropnych, gotowych pociągnąć za sobą dezorganizację życia publicznego. A że organizacji brak nam na każdym kroku, we wszystkich bez wyjątku dziedzinach życia, od nauki do przemysłu, od rolnictwa do sztuki, nie możemy tedy sami siebie zebrać do jakiejś działalności planowej, celowej, a skutecznej, bo jakżeż może być kultura czynu bez organizacji? Pleciemy smalone duby o jakimś „nadmiernym indywidualizmie”, gdy tymczasem rzecz w tym, że rzadko który Polak wie, czego właściwie chce, i w jakim celu? Miesza nam się indywidualizm z dezorganizacją umysłów, która świadczy właśnie o.. braku wybitnych indywidualizmów. Bo też powstawać one mogą tylko tam, gdzie się przestrzega ostro jedności cywilizacyjnej.

 

            Zdezorganizowanie życia zbiorowego jest nieuchronne, gdziekolwiek ono nie należy w całości do jednej wyłącznie cywilizacji.

 

            Może być w jednym państwie doskonale kilka narodów (wymaga to tylko większej inteligencji od rządzących), ale nie może być na stałe dwóch cywilizacji bez największego niebezpieczeństwa dla państwa. Nawy państwowej nie można kierować równocześnie w dwu kierunkach; wywróci się od takiego eksperymentu. Ani nawet zamieszkiwać kraju nie mogą zwartymi masami wyznawcy różnych cywilizacji bez największej szkody tegoż kraju. Jeżeli bowiem dążenia rozbieżne różnych cywilizacji będą równouprawnione, nastąpi dezorganizacja i upadek; jeżeli nie będą równouprawnione, słabsza kopać będzie dołki pod silniejszą, a wiadomo, że szkodzić może każdy.

 

            Miejmyż też na uwadze prawo historyczne, że cywilizacje stykające się ze sobą muszą z sobą walczyć. Walka trwa dopóty, póki jedna nie zapanuje nad drugą z całą bezwzględnością. Równouprawnienie dążeń cywilizacyjnych stanowić może tylko stan przejściowy, jako złudzenie doktrynerskie. Gdy słabsza wzmoże swe siły, sama przystąpi do walki zaczepnej z tamtą, która była silniejsza. Na nic wszelkie starania, by walkę wstrzymać; ona trwać musi; to jest vis maior.

 

            Postęp nie polega wcale na tym, by nie było walki pomiędzy cywilizacjami, bo stan taki wróżyłby martwotę kulturalną – lecz na tym, żeby walka nieuchronna prowadzoną była w sposób coraz bardziej cywilizowany, ażeby zamieniała się na uczciwe współzawodnictwo. Ale nie sądźmy, że złagodzenie form walki mogłoby w tym wypadku złagodzić jej treść… (t. II, s. 143-166).

Dodaj komentarz